Skrajna Turnia, Beskid, Kasprowy Wierch przez Liliowe
czerwiec 5, 2023 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Ostatni szlak, którym nie szliśmy na grań Tatr, przepraszam ostatnie dwa, to te które prowadzą na koniec Tatr Zachodnich i na początek Tatr Wysokich. Wydawało nam się także, że nie byliśmy jeszcze na Skrajnej Turni, która jest jednym z pierwszych szczytów Tatr Wysokich, tak jak Liliowa Kopka i Beskid są ostatnimi Tatr Zachodnich, a wszystko przez Liliowe. Cel był zatem precyzyjny
Szczyt do zdobycia wygląda zacnie i traci dużo, przez to że sąsiedztwo jest jeszcze bardziej zacne. Świnica przyciąga, więc nikt się tutaj nawet nie zatrzymuje. Nam się wydawało, że zrobiliśmy tak samo jak wszyscy, jak wędrowaliśmy na nią. Skoro tak nam się wydawało, to popatrzyliśmy na mapę i okazało się, że nigdy nie szliśmy szlakiem zielonym na Liliowe z Doliny Zielonej Gąsienicowej. Brzmiało to dla nas nieprawdopodobnie, ale tak się okazało być. Na zdjęciu poniżej nasz cel Zadnia Turnia to ostatni szczyt po lewej stronie. Wyglądał bardzo fajnie z dołu. Liliowe, przełęcz na którą mieliśmy wejść zielonym szlakiem, to te siodełko pośrodku między Skrajną Turnią a Beskidem po prawej stronie zdjęcia. Na ten ostatni szczyt też planowaliśmy wejść w drodze na Kasprowy, gdyż nigdy nie schodziliśmy z niego żółtym szlakiem. W ten sposób mielibyśmy zdobyte prawie wszystkie szlaki polskich Tatr Zachodnich z wyjątkiem żółtego w Dolinie Białego.
Plan przejścia wyglądał tak jak poniżej. Mapy.cz w drodze nam się “popsuły”, gdyż zapragnęły aktualizacji i przestały działać. Na szczęście nie były nam potrzebne w trakcie.
Start w Brzezinach jak zwykle. Chłopcy zwarci i gotowi. Tym razem poubierani jak na marzec, a nie na czerwiec. Pogoda była kluczowa tego dnia. Na parkingu pusto, na szlaku pusto. Dlaczego? Wiało okrutnie i to z północy. Na termometrze 8C a wydawało się, jakby było –8C…choć niebo bez jednej chmurki. Wiedzieliśmy, że przestanie około 10:00 więc nie baliśmy.
Chłopcy nie zważali na ten fakt i jak zwykle: jeden z przodu, gdyż czuł się tak pewnie na “jego szlaku”, a drugi okrutnie z tyłu, bo był czas na marudzenie na “jego nudnym szlaku”. Kamil jak zwykle gdzieś tam czekał, więc bez obaw człapaliśmy za nim. Byliśmy lekko zaskoczeni, gdyż Sucha Woda tym razem była mokra!
Janek jednak człapał. Nic go nie interesowało oprócz człapania. Trochę pomagała ręka Asi, ale zazwyczaj na 100 metrów a potem klops…człap, człap. Po drugiej stronie Kamil idący krokiem “dwumetrowym”, nie dało się tego pogodzić . Pod Murowańcem w końcu razem “zaatakowaliśmy” pieczątki i odpoczynek.
Jankowi trochę się poprawiło, bo tutaj już można się wspinać, ale “wtopiłem” bo powiedziałem, że łańcuchów dzisiaj nie będzie. Zatem człap, człap wychodziliśmy z Doliny Gąsienicowej na szlak.
Zrobiło się “szybciej” jak Janek zobaczył Kościelca na którym był. Kamil za to wyraźnie zahamował stwierdzając:”Tam nie!” Znów różne bieguny, różne perspektywy.
https://www.zespoldowna.info/koscielec.html
Janek szedł i czytał szlakowskazy, które pokazywały odbicia szlaków od żółtego, naszego na Kasprowy. Kamil się uspokajał, gdy zostawiliśmy wszystkie z tyłu i szliśmy dalej. On je pamięta wszystkie!
Chodnik, bo tak o żółtym szlaku na Kasprowy należy powiedzieć, mocno się piął do góry i Kamil gnał, a Janek niemalże stał. Asia go wspierała, ja popędzałem i nic z tym się nie dawało zrobić. Było za łatwo dla Janka i koniec. Dobrze, że w końcu pojawił się nasz zielony na Liliowe. Było czytanie i patrzenie, gdzie on idzie, bo my nim nie szliśmy!
“Świnica byłeś, Kościelec byłeś, Tato, gdzie ta Skrajna T…tarnia?” pytał się Syn. Turnia jako słowo nie wychodziło najlepiej, więc był powód by ćwiczyć. Skończyło się jak zwykle pytaniami Syna z geografii gór Polski
Szlak był wciąż “chodnikowy” widać było Kasprowy, który wyglądał jak zwykle, ale byliśmy już pod Beskidem, który wyglądał niezwykle! Wielki, skalisty punkt nad nami. Zdecydowanie inaczej niż zazwyczaj.
Na Janku nie robiło to żadnego wrażenia, tak samo jak śnieg. Znów pojawiło się magiczne słowo “byłeś” i Janek człapał.
Kamil za to gonił, nie mogło być inaczej. Jednak śnieg okazał się problemem. Kamil pierwszy płat przeszedł, ale był tak zmęczony, że czekał i oglądał cuda krajobrazu wokół nas.
Gdy jednak zaczęliśmy podchodzić pod Liliowe, to do pewnego momentu dał radę sam, a potem popatrzył na Asię, poczekał na nią i bez jej ręki już sam nie chciał iść. Jak chodzi ze mną, nie ma takich dylematów. Jak widzi Asię, to wspiera się nią w każdy możliwy sposób. Jest dla niego wtedy wszystkim!
A Janek? Śnieg…śnieg. Idziemy do góry. Człap, człap. W końcu ten kto chodzi po Tatrach zimą przywykł do śniegu
https://www.zespoldowna.info/ciemniak-zima-nasz-swiatowy-dzien-zespolu-downa-2023.html
Asia z Kamilem byli już na Liliowych, a Janek swoim niespiesznym krokiem człapał dalej. Na nic reagował. Został sam, a ja patrzyłem na Kamila, który świetnie wyglądał na tle Krywania. Tam też “byłeś”.
https://www.zespoldowna.info/krywan-nie-wazne-jest-kim-jestes-wazne-gdzie-jestes.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Liliowe_(prze%C5%82%C4%99cz)
W końcu Janek pojawił się na Liliowych, ale nie za bardzo miał ochotę iść dalej. Wolał na Kasprowy Wierch bo “byłeś”, ale niestety mieliśmy iść w druga stronę.
https://www.zespoldowna.info/swinica.html
Zatem Janek na końcu, co mi też pasowało. Do czasu jednak. Wolałem jednak wspierać Kamila idącego z przodu, który parł naprzód z wyraźnym zmartwieniem i niepewnością. Coś mu ta Świnica nie pasowała na widnokręgu. Jak zobaczył, że ja już się rozkładam na szczycie Skrajne Turni, wyraźnie się rozluźnił i był gotowy na śniadanko.
Nawet wiatr nam nie przeszkadzał, gdy piliśmy naszą zieloną herbatę i jedliśmy śniadanie. Wspaniałe góry przed nami, obok nas nic tylko delektować się . No i okazało się, że “byłeś” także tutaj. Coś mi się pomieszało.
Odpoczęliśmy. Jak to zwykle ostatnio bywa, Janek zmienił się dramatycznie. Schodzimy to on oczywiście pierwszy. Kamil za to powoli ostatni, bo śnieg, bo skała. Pogoda zgodnie z prognozami stała się świetna, wiatr pochował się i było super, idealnie.
Janek miał humor bo szliśmy na Ksprowy przez Beskid, czyli byłeś.
https://www.zespoldowna.info/goryczkowa-czuba.html
Gonił na Beskid i Kopkę, że nie szło go zatrzymać. Tym razem nie było marudzenia. Włączył się jak zwykle tryb “powitań” i każdy pojawiający się turysta został przepytany na wszystkie możliwe sytuację. Pan Piotr tak z nim pogadał, że Kamil wrócił na lidera
Beskid miał fajne wejście. Chłopcy sprawnie po skałach “wskoczyli” na górę, a potem padło szybkie pytanie gdzie dalej. Kasprowy był już niedaleko on Janka “ciągnął”, choć turystów było bardzo dużo, nawet w sandałach.
Dolina Gąsienicowa z góry wyglądała niesamowicie. Janek nawet zainteresował się jak będziemy schodzić, ale najpierw pieczątka.
No i o pieczątkę było trudno, tytułem ilości ludzi. Uciekaliśmy ze stacji na szczyt Kasprowego szybko. W tym miejscu tak jest. Przy kolejce kroku nie da się zrobić, ale kilka metrów powyżej piękno dla Ciebie bez tłumów! My patrzyliśmy aż po Świnicę, na naszą grań, którą przeszliśmy.
Popatrzyliśmy też na Giewont, który stąd wydawał się bardzo mały, a tak wymagający był tydzień temu.
https://www.zespoldowna.info/giewont-2.html
Zejście było rozrywkowe. Ludzie w większości w adidasach, bardzo uważnie schodzili w dół po śniegu. U nas Janek rozbrykany próbował mnie namówić na zjazd na tyłku. Nie dałem się w to wmanewrować. Kamil kurczowo chwycił Asię i powoli schodził, byle do “schodków”. Schodziliśmy i tak myśleliśmy o Zosi, Bartku, którzy stąd zjeżdżają zimą. Podziw!
Janek na schodach poczuł się jak ryba w wodzie. “Tato skaczemy do Liliowych?” Myślałem, że upadnę z wrażenia. Mój syn tak się czuł pewnie, że gonił by tylko mu zrobić zdjęcie, “Koniecznie z górą!”. To było z górą.
Schodziliśmy do Murowańca, jakbyśmy tędy szli już setki razy. Chłopcy mówili albo “byłeś”, albo Janek wymieniał szczyt na którym był. Zejście było szybkie i miłe. W końcu w Murowańcu miała być znów przerwa, a wiatr już nie hulał, było ciepło i miło. Przerwa i odpoczynek tak zbudowały chłopców, że 6km powrotu był pełen żartów i radości. To Janek był prowodyrem, ale Kamil tego chciał.
Na Psiej Trawce jednak padliśmy. Janek odważnie “położył się spać”. Nie dziwię mu się. Z pewnością był zmęczony, ale tego dnia po prostu nie było turystów na szlaku. Nie spotkaliśmy się z czymś takim, by schodzić samemu niemalże od samego Murowańca.
Na końcu kolejna pozytywna dyskusja. Od 3 tygodni nasze szlaki to 20 km plus i przewyższenia 1100 m plus….i tym razem nie padliśmy. Jeszcze trochę treningu i w lipcu przyjdzie czas na nasze najtrudniejsze, wymagające kondycji szlaki…a tym “ostatnim”, ekipa się nie zmęczyła. Naładowana została pozytywną energią i była zaskoczona, że już tak dużo zdobyła, a miała nie zdobyć.