Ślęża 3.
listopad 25, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Najtrudniej się zdobywa górę pod którą się niemalże mieszka. Zna się każdy metr, każdy skrót i wydaje się, że nie ma nic do odkrycia jeszcze…no właśnie to jeszcze. Dobrze brzmi w tym ujęciu te przysłowie, że pod latarnią najciemniej. Zapraszam Was na najlepszy szlak do zdobywania Ślęży pod każdym względem, który zaczyna się od południowej strony od wsi Sady…i dla nas był najtrudniejszy do odkrycia.
Na Ślęże wchodziliśmy praktycznie od każdej strony i także szlakami, których nie ma na mapie. W zimie od Tąpadły, szlakiem którym wchodzą większość turystów. Najłatwiejszy, bezpośredni i w miarę krótki.
http://www.zespoldowna.info/sleza-2.html
Wchodziliśmy też od Sulistrowiczek do naszej pierwszej Korony.
http://www.zespoldowna.info/sleza-magiczna-gora.html
Do Korony Sudetów jeszcze z innej strony i to powodowało, że myśleliśmy jak wejść. Pomogła nam trochę ta mapa poniżej, pokazująca wszystkie oficjalne wejścia i szlaki, ale na Ślężę każdy w istocie może wyznaczyć sobie swoje przejście … i my tak zrobiliśmy!
http://www.sleza.sobotka.net/index.php?go=25
Sady to wioska schowana tuż pod Ślężą od strony Świdnicy. Zjeżdżając z Tąpadły w prawo dojeżdżamy do wsi i od razu skręcamy w pierwszą asfaltową drogę tuż przy boisku. Stąd zaczynamy nasze podejście. Z perspektywy mapy, wybraliśmy bezpośredni atak na górę, na jej najwyższy punkt oraz przez Olbrzymki bardzo ciekawe też historycznie miejsce. Jak się okazuje był to jeden z najczęściej odwiedzanych punktów widokowych w masywie. Patrząc na fotografie i zdjęcia historyczne, było to niezwykle popularne miejsce i tak wyglądające w 1907 roku
https://polska-org.pl/4437922,Sobotka,Male_Olbrzymki_Punkt_widokowy_dawny.html
My wystartowaliśmy z Sadów, swoim szlakiem, czyli do końca asfaltówki mijając fajny dom ze wszystkimi znakami drogowymi, jakie mogą się przydać…także tym co jeżdżą konno.
Kierownik wycieczki prowadził do pierwszego przejścia w lewo by dojść do czarnego szlaku, choć na chwilę i udało się. Ja nie pamiętam takiej jesieni, by w tym okresie było tyle zielonych liści na drzewach, ale wszystko nam się przesunęło o miesiąc, więc mieliśmy piękną jesień w tym dniu.
Grzyby nam wyrastały pod butami, a my na skróty swoją ścieżką by dojść do niebieskiego szlaku, a może szlaku niedźwiedzia jak to Janek nazwał. Bez względu na kolor szliśmy do góry i nagle ścieżka nam “zarosła”. Tutaj Janek potwierdził, że już wie jak posługiwać się kijkami i nieźle mu to wychodziło!!!
Zarys ścieżki powiódł nas do góry do niebieskiego szlaku. Ślęża potrafi zaskakiwać, kamieniami, ścieżkami i nas tutaj znów zaskoczyła…pozytywnie. Działo się przez to przejście, było bardzo inaczej i to podejście po kamieniach w korycie strumyka, który zrobił sobie przejście na starym szlaku było czymś nietypowym.
Nie wspomnę o jesieni. Na dole zielone liście, za brzozami w lesie bukowym brąz… a na samej górze tylko świerki wśród skał. Do tej pory oczywiście nie spotkaliśmy nikogo, choć na parkingu na Tąpadle było pełno. Jednak jak weszliśmy na niebieski-“niedźwiedzi” to pojawili się pierwsi turyści, nawet już schodzący!!!
Ślęża jest “poszatkowana” różnymi drogami, daje to w efekcie niesamowitą zaletę tej góry. Najpierw wchodzisz pod górkę, by potem przejść się duktem leśnym i odpocząć. Chłopcy szli, nie odpoczywali, wręcz było szybciej, szybciej.
Na tym etapie Kamo prowadził, czekał na nas w sytuacjach wątpliwych, a co więcej wiedział, że będą skróty!
Pod Olbrzymkami doszliśmy do całego pola skał, tak charakterystycznego dla Ślęży. Janek przeszedł, Kamil nie zauważył, ale na tych większych to nawet usiedli by na nas poczekać.
I to właśnie jest też Ślęża! Ciągle inny las. Mieliśmy buki, teraz szliśmy przez las brzozowy, by znów wejść w buki! Janek się wkurzał, bo liście buków wbijały mu się do kijków…no i dlaczego. Co chwile je ściągał,a one z powrotem mu się nabijały.
Zostaliśmy jednak zaskoczeni. Po skałkach nagle pojawił się garb skalny, nienazwany z fajną kulminacją. Prawdziwe góry!
…a na garbie było już Ślęże…i siodełko, przez które trzeba było przejść do wieży. Tam zaczęły się schody, śliskie. To mi przypomniało, że tą stroną wiódł szlak pielgrzymów na górę i to jeszcze w bardzo dawnych czasach.
Na ich końcu doszliśmy do wieży i wywyższenia, które jest najwyższą kulminacją góry…a nie schronisko, czy też kościół!
No właśnie przy schronisku był już piknik więc zgodnie z tradycją, szybko zrobiliśmy pieczątki i do zdjęcia “pod niedźwiedziem” i zasłużony odpoczynek.
Jak popatrzyłem na czas wejście to byłem mile zaskoczony, gdyż było to nasze najdłuższe wejście, czasowo, na Ślęże, a szlak był “górski” i fajny.
Zejście zaczęło się od sprawdzenia kulminacji Ślęży poniżej…
i oczywiście przetestowaniu wieży…a tam chmury z deszczem, wiec należało się pospieszyć w dół i to ominąć zarośniętą ścieżkę wśród brzóz.
Powyżej widok na kościół na Ślęży z wieży
Łatwiej jak zwykle było wejść niż zejść. Schody i skały były zdradzieckie, ale chłopcy szybko, my wolniej udało się zejść. Potem przejście przez las świerkowy do garbu i znów typowo górska przełączka. Janek oczywiście na prowadzeniu.
…a potem piękny las bukowy ze skałami mocno w dół na zmianę ze świerkowym.
Po zejściach oczywiście droga, gdzie namawialiśmy 80 letnią turystkę do spacerów właśnie z kijkami i po tych drogach ślężańskich.
My zaś na skróty w dół i to jest świetne na Ślęży, że tak można. Frajda była zacna!
Dla nas był to najlepszy “ślężański” szlak, na którym zmęczyliśmy się prawie jak w górach, ale było fajnie różnorodnie, skalnie, aż GPS nam zwariował pokazując przewyższenia których na pewno nie było… ale skałki mogły zrobić swoje. Polecam.