Ślęża po raz 4 do Korony Gór Polski, po raz 2 do Diademu, po raz 2 do Korony Sudetów i nasz jedenasty szczyt do Korony Sudetów Polskich.
grudzień 11, 2023 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Na Ślęży byliśmy …. nie umiem zliczyć ile razy. Ślęża to “nasza góra” pod domem, zatem jak jest coś nie tak, to jedziemy tam o każdej porze dnia i nocy na Ślężę . Taka ona jest.
Zdobycie 4 Korony, 2 Diademu, 2 Korony Sudetów i pierwszej Korony Sudetów Polskich wymaga. Długo zatem zastanawialiśmy się jak tam jeszcze nie wchodziliśmy, gdy mimo wszystko wchodziliśmy. Okazało się, że do tej pory nigdy jeszcze nie weszliśmy na nią od początku do końca niebieskim szlakiem od Sobótki Górki. Zatem cel był prosty: jedziemy pod zamek i będziemy wchodzić spacerowym niebieskim szlakiem, z którego korzystaliśmy, by wejść na Wieżycę.
Bracia wystartowali zgodnie, a Kamil nawet zaskakująco. “Jarek, Ślęża!” to były słowa Kamila z palcem wymierzonym na widoczny szczyt góry. Zatrzymało mnie kompletnie. Wielką Sowę ma opanowaną, a tutaj tak trudna nazwa jak Ślęża i to w ustach mojego słabo mówiącego syna. Niezłe!
Potem już wszystko wróciło do normy. Skończyła się droga do zamku, weszliśmy na szlak i Kamil zniknął goniąc do przodu. Janek oczywiście odwrotnie, skutecznie zwolnił. I jak tutaj pogodzić dwie prędkości?
Szlak był parkowy, łatwy, miły. Postanowiłem “zrównoważyć” tempo przejścia. Janek na przedzie, Kamil z tyłu. Szybko już żałowałem, bo “staccato” w wykonaniu dźwiękowym obu synów, było powalające. I dobrze że zobaczyliśmy dzięcioła, bo Janek się zatrzymał a Kamil w ten sposób uciekł. “Cisza nadeszła.”
Kamil pogonił gdzieś i musiał dwa razy cofnąć się do nas. Janek to chwilowo wykorzystywał i cieszył się z lidera. Szlak niebieski wciąż był łagodny, miły, do biegania raczej. W końcu jednak pojawiło się podejście.
Kamil od razu wskazał, że idzie w dół, ale po chwili po prostu zniknął nam na wypłaszczeniu.
Czuliśmy, że to już końcówka. Nagle zrobił się fajny szlak “wysokogórski” zawijający, trawersujacy i pod górkę…ale Kamila nie było widać.
Kamil zwycięzca był już jak zwykle na górze. Patrzył na nas z góry po swojemu, zadowolony i uśmiechnięty. On już czekał na potwierdzenie, że śniadanie możemy jeść!!!…ale najpierw były pieczątki na wejściu do schroniska (nowe miejsce). Stanęliśmy by przybić, wyciągamy pierwszą i słyszymy:”Koronę zdobywacie!” …po kolejnej książeczce, miły Pan był zaskoczony i zaczął się dopytywać o każdą z nich. Zrobiło to wrażenie , a musiał jeszcze poczekać, byśmy wszystkie “opieczętowali”!
Śniadanie dopiero było, jak zrobiliśmy sobie zdjęcie przy wieży, czyli przy najwyższym punkcie. Kiedyś była tabliczka, dzisiaj już jej nie ma. Szkoda.
Odpoczynek był zasłużony przed powrotem. Zakładaliśmy “zbieganie” czerwonym szlakiem w dół, aż pod Wieżycę a do tego trzeba mieć siły
Było przy tym zejściu trochę gimnastyki dla Kamila. Nie szło “przeskoczyć “ przeszkodę, trzeba było przejść pod nią. Kamil tym razem uważał, by nie gonić za daleko. Wiedział, że będzie skrót. Przy wiacie schodziliśmy do Drogi Piotra Włosta naszym skrótem z Wieżycy.
Zabawy było mnóstwo. Kamil tym razem powoli, a Janek gonił i koniecznie chciał mi robić marchewki, bo tak miało być lepiej. Oddałem i skończyło się.
Popatrzyliśmy jeszcze na Wieżycę i byliśmy już z powrotem na parkingu w Sobótce Górka. Wyprawa nie była męcząca, wręcz świetna po dwutygodniowej przerwie. Ślęża znów potwierdziła swoją wybitność, ale i otwartość na przygodę. Znów inny szlak, znów inny powrót i tutaj to można odkrywać za każdym razem. Ślężą jest po prostu wspaniała!