Słonny. Ten pierwszy i ten drugi.
październik 23, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
To był ten dzień, kiedy mieliśmy uciec od rekordowych tłumów jakie miały zjechać w Bieszczady…i tak było. Naszym celem były/był Słonny szczyt, który sprawił nam najwięcej kłopotów ze zrozumieniem ile go jest, gdzie jest i jak mu do Bieszczad . Tak jak szukałem informacji na ten temat, ucieszyłem się że nie byliśmy w tym osamotnieni, ale skoro w Diademie ich jest dwóch, to zrobiliśmy wszystko by je zdobyć.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Słonny
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3ry_S%C5%82onne
…ale największym i bardzo ciepłym wydarzeniem było spotkanie się z Elą, Pawłem i Michałkiem. Znamy się już tyle i w końcu udało się ich ściągnąć do nas. Choć nie mieliśmy możliwości spędzić razem więcej czasu, będę pamiętał te nasze spotkanie i tak miłe jak jesień na stokach Gór Słonnych. Dziękuję Wam, bardzo!
Po pierwsze Słonny pisze się przez dwa “n” bo to z dialektu sanockiego, więc uwaga! Po drugie prawdziwa jesień nigdy nie jest w wysokich górach, tylko niżej np. na wysokości 668 m npm na której znajduje się kumulacja Słonnego/Słonnych dwóch. My jednak zaczęliśmy nie od tego, który jest niby ważniejszy i jego stoki opadają do wsi Rakowa, Manastarzec, ale tego drugiego przy wsi Wujskie, bo tam mogliśmy się spotkać z Ela i jej rodziną.
Nasz plan pierwotnie zmierzał, by przejść od jednego szczytu do drugiego jak tutaj:
ale szybko zrezygnowaliśmy na korzyść wariantu zdobywania poszczególnych szczytów.
Spotkaliśmy z naszymi przyjaciółmi i Jasiek postanowił pchać wózek w góry. Dzień wcześniej zrobił prawie 21 km i normalnie dzieci mają dość…nie Jasiek. Michała trzeba było ochraniać, bo na szlakach Janek chciał ścigać się wózkiem niczym w Rajdzie Dakar.
Trochę pobłądziliśmy z wrażenia, moja wina, trochę pochodziliśmy po błocie, w końcu musieliśmy zostawić naszych przyjaciół na łonie natury i szybko zdobyć górę…ale jak ją zdobywać jak tutaj jesień kolorami sypie, a w dodatku by przejść szlakiem przez krzewy i tzw. chaszcze to jest niezły wysiłek.
…i przyznam się, że gdyby nie ta jesień, raz dwa trzy wrócilibyśmy z powrotem. Diadem wskazuje na góry, ale nie wie w jakim stanie są szlaki i oznaczenia prowadzące na te góry. Tutaj pomimo tego, że górki bardzo malownicze czekał nas labirynt i ciąg pytań jak tam dojść…a każą! Więc szliśmy najpiękniejsza jesienią, mając nadzieję, że jakoś dojdziemy.
Doszliśmy do skrzyżowania szlaków, które nawet nie były oznaczone na mapach jakie mieliśmy, po drodze powinniśmy przy najmniej dwa razy mieć drogę na szczyt a tutaj nic…choć piękny bukowy las był wokół.
W końcu podjąłem decyzję: idziemy ścieżką “wyżłobioną” przez drwali przy ściąganiu drzew podczas ścinki.
…i to było to. Najpierw doszliśmy za nim i GPS-em do punktu, który miał być szczytem, a potem nagle ukazała się droga leśna. Na nim zaś betonowy słup z informacją, że to jest ten pierwszy Słonny!
Postanowiliśmy z niego zejść tą “odkrytą” drogą, przy której stoją “resztki “ słupa jakie znaleźliśmy. Nie było to łatwe, gdyż po prostu droga w pewnym momencie zarosła bukami, ale jak doszliśmy do naszej drogi początkowej, to już potrafiliśmy zauważyć z niej jak można by wejść na nią i ominąć te wszystkie zasieki jakie musieliśmy pokonać.
Zbiegliśmy z “jesieni najpiękniejszej” tak szybko jak było możliwe, bo czekał nas kolejny szczyt i choć niby blisko, to okazał się czasowo, całkiem odległy.
To jest fenomen Gór Słonnych, że ma dwa szczyty. Oba są wspaniałym miejscem do spacerowania o ile quady lub niedźwiedzie nas nie wygonią…choć raczej to pierwsze. Drugi, ten “bardziej znany” szczyt postanowiliśmy zdobyć od szybowiska znajdującego się na Kamionce. Nasz plan wyglądał tak:
I tutaj pełne zaskoczenie. Pojawiły się szlaki i ich oznaczenia, których znaczenia w ogóle nie rozumieliśmy…ale szliśmy. Pojawił się znak uwaga niedźwiedzie, ale powinien być znak uwaga quady rozjeżdżają jesień!
Błoto było masakryczne, koleiny po quadach trudne do pokonania. Szlak, który miał być łatwy i do szybkiego przejścia sprawiał więcej i więcej problemów…tylko ta jesień.
W końcu dotarliśmy i znów, gdyby nie przypadek i kartka, to byśmy nie zauważyli szczytu.
Powrót pomimo tego, że biegliśmy za Jankiem nie był łatwy bo quady i gliniaste błoto…i byłem szczęśliwy, gdy już dotarliśmy do szybowiska, choć tam też było już pełno!!! 13,2 km za nami.
Zrealizowaliśmy cel i to było dla nas najważniejsze. Choć narzekaliśmy, to i tak było fajnie, bo kolejne 2 szczyty do Diademu zdobyliśmy i poznaliśmy “walcowe” góry Słonne, które mogłyby być najpiękniejszym miejscem na długie spacery…a potem było jeszcze fajne spotkanie z Elą, Pawłem, Michałem i rekordowy powrót do pensjonatu . Dlaczego rekordowym?
Na przestrzeni 38 km jechaliśmy prawie pustym “naszym” pasem i “stojącym korkiem” wracających turystów z Tarnicy, Halicza. To trzeba było zobaczyć, choć nie doświadczać…ale robiło wrażenie.