Śniadanie.
Zrobiłem zakupy, wróciłem do domu i jeszcze wszyscy spali. Nagle jak rozpakowywałem borówki usłyszałem Janka. Ooo obudziło się dziecko: “Tato idę do Ciebie!”
Tak zaczął się ten dzień. Umyłem borówki i maliny podstawiłem Jankowi, bo jak przyjdzie to będzie chciał zjeść. Sobie też. “Hello Daddy!” U mnie zong, bo to dziecko po angielsku gada. Cóż niech ma. Odpowiedziałem grzecznie po angielsku i usiadłem do mojego śniadania. “How are your blueberries?” dziecko zapytało. Ja z automatu “Delicious” czyli smaczne i jem dalej.
Dziecko: “Please give me raspberries?” czyli podaj mi maliny. Podałem i coś mi tutaj nie pasowało…ale wziąłem swoje pomidory i chciałem posmarować pieczywo masłem i tutaj:” May I have butter please?” od dziecka i to mnie wkurzyło. Nie dość, że dziecko włączyło sobie moduł języka angielskiego, to jeszcze odpowiednio go używało. Tak mnie to zbiło z pantałyku, że zapchałem się śniadaniem…a Janek włączył ipada, odszukał swój ulubiony program po angielsku i tam bohaterowie jedzą śniadanie, a Janek świetnie się ich ról nauczył.
Ważne, że działa. :) Po iluś tam takich mechanicznych powtórzeniach w różnych sytuacjach zacząłby używać zwrotów świadomie. Wręcz do złudzenia przypomina to osoby na emigracji, które najpierw gadają całymi zwrotami spapugowanymi z gotowych rozmówek, ale ważne, że są rozumiane.
Jarku przedstaw prosze przykładowy (tygodniowy) jadlospis Jaska, co lubi jadac, ile razy dziennie, ile kcal co bardzo lubi, a czego mu nie wolno itd. tak orientacyjnie.