Śnieżnik 2
luty 11, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Nic tak się nie różni jak góry zimą. Inne słońce, inny śnieg, inny mróz, inne chmury i wszystko jest inne, góry też…a nie wspomniałem o wietrze, który potrafi przemalować mrozem krajobraz tak, że nie poznajemy danego miejsca. Nasze najlepsze wyprawy to były te na Śnieżnik i nie tylko rodzinnie. Ja pamiętam swoją wyprawę na Śnieżnik przy temperaturze –26C…i było najlepsze na Świecie po prostu…nie było wilgoci, wiatru….a świat był bielą tak pomalowany, że do dziś to pamiętam moimi oczami.
Jeżeli ma się taki sentyment…to ma się swoje ulubione trasy. Co ciekawe nie mamy takich w lecie, ale w zimie tak. Ta na Śnieżnik z Kletna jest naszym zimowym numerem 1 z każdego wymyślonego powodu. Tym razem też ją wybraliśmy.
http://www.zespoldowna.info/pierwsza-rodzinna-zimowa-wyprawa-na-snieznik.html
http://www.zespoldowna.info/snieznikkolejny-raz.html
Z naszej pierwszej z sukcesem wyprawy uwielbiam to zdjęcie, Janka “chodzącego po chmurach”.
Dla tego wpisu ważne będzie to zdjęcie i ten słupek.
Nasza trasa.
Było tylko –6C tym razem. Przygotowani wyruszyliśmy w górę.
Kamil poszedł do przodu a Janek nietypowo….wszystko go boli…i nie jest tak jak wszyscy myślicie, że nie ma problemów na trasie. Jak Janek nie jest pierwszy, to problemy zawsze się znajdą i nie jest to istotne jakie i dlaczego.
Kamil na nas łaskawie poczekał…i tak będzie stale: ucieczka do przodu i czekanie na nas.
Tym razem mieliśmy to szczęście, że trasa była jednak uczęszczana, choć mocno zmrożona, ale szło się wygodnie i miło….w rakach. No właśnie. Zimowe chodzenie, im więcej chodzimy w zimie, nie wyobrażam sobie bez raków. Ludzie, których mijaliśmy, a którzy szli do Jaskini Niedźwiedziej, ślizgali się, przewracali na bardzo delikatnym podejściu tracąc o wiele więcej sił, w stosunku do tego co powinni. Dawało to tylko potwierdzenie mi, że warto mieć raki.
Podejście na Śnieżnik składa się w istocie z 3 podejść. Każde nie wymaga specjalnego wysiłku, ale jest dość długie, co powoduje, że zawsze w trakcie każdego z odcinków znajdzie się miejsce by się zadyszeć bez powodu
Kamil prowadził, więc raczej u nas był problem tempa a nie różnicy wysokości. Znów uciekł, a potem znów z góry na nas patrzył. Po każdym podejściu zawsze jest odcinek prowadzący drogą leśną. Tam chłopcy przegrupowują się, idziemy zawsze w miarę razem…tym razem też tak było.
Ja bacznie obserwowałem góry, w szczególności poszukiwałem wskazówek jak wejść na jedną z gór do Tysięcznika Ziemi Kłodzkiej o nazwie Stroma o wysokości 1166 m, do której w istocie nie prowadzi żaden szlak…a zdobyć ją trzeba. Właśnie wchodząc na Śnieżnik zobaczyliśmy ją, jej kopułę, zdjęcie powyżej po prawej stronie. O innej porze roku w istocie jest z tej perspektywy niewidoczna…a międzyczasie chłopcy uciekli i zaczęli wspinaczkę na drugim podejściu, długim i męczącym w miarę jego końca.
Z mojej perspektywy, ta część jest jedną z fajniejszych pod względem krajobrazowym, kolorów nawet zimy, ale jest też tą częścią, która “odcina” siły u tych którzy nie są przygotowani do takich wyzwań. Pamiętam nasza pierwszą wyprawę i tę końcówkę: wszyscy, ale to podkreślam wszyscy padaliśmy na tym odcinku, choć wyglądało to na coś łatwego…a jednak.
Tym razem Kamil znów uciekł, my w dobrym tempie za nim i doszliśmy do drogi do Schroniska. Tutaj Janek dostał małą szansę by być choć chwilę pierwszy
…ale po chwili wszystko wróciło do normy….czyli musieliśmy ich hamować bo zaczęli wyścigi, a my nie mieliśmy szans by z nimi wygrać.
Schronisko pod Śnieżnikiem jest bardzo atrakcyjnym miejscem z wielu względów…dla chłopaków to przerwa…ale krajobrazowo jest to miejsce, gdzie można stanąć i chłonąć cały Masyw Śnieżka.
Powyżej Czarna Góra, poniżej Mały Śnieżnik.
My nawet nie zatrzymaliśmy się tylko poszliśmy do góry. O ile do tego momentu wydawało mi się, że było mniej śniegu niż w roku ubiegłym, to od schroniska miałem inne przemyślenia.
Wyjście ponad linię lasu…było komfortowe. Było ciepło, bez wiatru i było pięknie. Janek jednak więcej razy się zatrzymywał i marudził, niż zazwyczaj…Kamil był pierwszy i to daleko od nas. My poszukiwaliśmy Trójgranicznika na trasie, który stoi na szlaku z czasów, gdy w tym miejscu łączyły się granice Czech, Moraw i Hrabstwa Kłodzkiego, by zobaczyć jak dużo jest śniegu. Stąd w istocie zaczyna się ostatnie trzecie podejście na tej trasie.
Pojawił się i wiedzieliśmy, że do ponad połowy jest przysypany czyli jest dużo śniegu, ale bez dramatów , ale to wystarczyło by iść po słupkach granicznych, całkowicie zasypanych tym razem.
Chwila przerwy i Janek wykorzystał okazję na prowadzenie. Rumowisko po dawnej wieży tym razem wyglądało jak malutkie wypiętrzenie.
Zdobyliśmy szczyt, po raz kolejny zimą i jak to w zimie bywa od razu musieliśmy uciekać z “dachu świata”, gdyż wiatr który był nie odczuwalny przy wejściu, był skrajnie dotkliwy przy byciu na wierzchołku…ale w końcu to zima.
Ekipa nie musiała być przekonywana do zejścia, więc jak zwykle był to zbieg w dół, Janek pierwszy oczywiście.
O ile przy podejściu Janek marudził, o tyle przy zejściu testował moje zdolności jego wyhamowywania…co jest trudniejsze z miesiąca na miesiąc.
Schodząc przyuważyliśmy istnienie czegoś, czego nie widzieliśmy przy wejściu. Powyżej schroniska było tak dużo śniegu, że ktoś zrobił tunele. Janek skorzystał z okazji no i było bardzo fajnie.
W schronisku zrobiliśmy oczywiście pieczątki, wypiliśmy białą herbatę i byliśmy gotowi do zejścia w dół, a pogoda była rewelacyjna, bezwietrznie, –4C nie pamiętam takiego ciepła w tym miejscu w zimie z moich wypraw.
Zejście było bardzo szybkie. Jak zwykle wszyscy wchodzący dowiedzieli się, że byliśmy na Śnieżniku, że trzeba iść bo nie jest trudno i że konieczne są raki…a potem Janek zaczął nas obsypywać śniegiem…czego Kamil nie mógł zrozumieć, o co tutaj chodzi i bał się. Zatem celem stałem się ja i tak było w dół. Śnieg we mnie, ja w niego.
Nasza wyprawa przeszła nam na tyle fajnie i zabawnie, że nie odczuliśmy tego wysiłku…ale Śnieżnik miał być pierwszym z 3 szczytów, które chcieliśmy zdobyć podczas ferii. On sam nie był problemem, pytanie było jak go odczujemy przy zdobywaniu innych szczytów, ale o tym dowiemy się w kolejnych dniach.