Solna hora, Kutný vrch, Končina, Větrná…Góry Opawskie jakich nie znacie
październik 3, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Takich gór nie znacie. Ich dramat wycięcia setek tysięcy drzew, dał im kolory, ciszę, samotność i piękno jakich nie ma zbyt wiele. Są inne kompletnie i powiedzenie, że to Bieszczady, czy Karkonosze tej części Sudetów to za mało. One są niezwykłe…a zaczęło się jak zwykle. Inaczej niż planowaliśmy.
Muszę zacząć od tego zdjęcia. Dla mnie oddaje ono wszystko, to co widzieliśmy w ten dzień. Początek jednak był w momencie, gdy schodząc z grani Srebrnej Kopy, podczas naszej ostatniej wędrówki przez Góry Opawskie, widzieliśmy daleko “puste” góry. Nigdy tam nie byliśmy. Wyglądały przerażająco, ale samotnie, cicho czyli to co my lubimy najbardziej.
https://www.zespoldowna.info/granica-gor-opawskich.html
No i w sobotę podjechaliśmy do miejscowości Petrovice by stamtąd rozpocząć naszą wędrówkę. Mały dramacik. Nie ma gdzie zaparkować. Więc powrót na przełęcz pod Biskupią Kopę. Przesunęliśmy trochę punkt startowy, tak bym to określił, do Petrovy Boudy. Tam pierwsza niespodzianka tego dnia: Czesi mieli dzień chodzenia po górach z rodzinami, psami na dystansach 5, 15, 25, 50 km. Było ich dużo. Nawet nas to pozytywnie zaskoczyło.
Ubrani, gotowi rozpoczęliśmy wędrówkę w inną stronę niż Czesi. W dół, mocno w dół zielonym szlakiem. Po pierwsze tym szlakiem chyba nikt nie chodzi. Po drugie trzeba go nawet mocno szukać, a jak znajduje się, to dostaje się po głowie od Żonki, że po chaszczach chodzimy, że dzieci porwą kurtki i plecaki. Miała rację, ale skąd tutaj wiedzieć, że tak jest.
Bo to były chaszcze! Nie szło przejść, więc z ulgą przywitaliśmy asfaltówkę i choć nie było nam wyraźnie z tego powodu, to schodziliśmy już nią lub obok niej, dla bezpieczeństwa.
Było elegancko, pięknie i ciekawie. Te kury z kotem zrobiły duuuże wrażenie, nie wspominając o wszystkich psach, które z nudów podbiegały do nas.
W końcu doszliśmy do podejścia zielonym szlakiem do góry. Było to istotne, bo Asia już pytała się o góry, a chłopcy wyraźnie mieli za duuużo sił. Jakoś nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że chodzenie po górach to najpierw mocne schodzenie w dół i to asfaltem. Jeden uciekał do przodu, drugi przed psami i trzeba było to uporządkować. No i podejście na przełęcz U obrazku dało ten efekt: wykańczająco-stabilizujący. Wszystko wróciło do normy, bo w końcu byliśmy w górach.
Był to efekt niesamowity. Byliśmy w dolinie, by po chwili być na trawersie, tak innym od tego czego się spodziewaliśmy. Kamil wykończony i bardzo pobudzony. Nietypowe zjawisko. Janek najpierw wspierany przez Asię, potem sam przedzierał się przez krzewiny różnej maści. Odpoczynek był zasłużony. Kamil jednak był dziwny.
U obrazku, przełęcz gdzie wypoczywaliśmy, dała nam siły. Z drugiej strony dała wyzwanie: “a może tak na skróty?”. Była ścieżka, dlaczego nie skorzystać i to było kolejne, tym razem wspaniałe zaskoczenie.
Bieszczady to za mało powiedziane. Karkonosze jednak są inne. Dramat tych gór, tych lasów, stworzył coś kompletnie innego. Kamilowi to się podobało, bo wyraźnie szliśmy drogą którą zwożono drewno, taką dla niego. Był nie do złapania. Janek też by chciał, ale coś wolno się napędzał…a do tyłu widoki od lewej na Větrná, Biskupia Kopa, Srebrna Kopa, przednie. Srebrna robi wrażenie z tej strony, ścięta w dół i to mocno.
W tych brązach zaskoczyła ta jedyna na trasie naparstnica. Janek nie zauważył, ale Asia tak. Wszyscy już byli skupieni na podejściu na Solną. Niby podejście…na górze niby lasek, a jednak coś tutaj było, coś co zmieniało już wszystko.
Kamil czekał jak zwykle. Wiatr wiał i wiedzieliśmy, że Kamil nie daje rady. Mówił, mówił, ruszał rękami…a wiatr zaczynał wiać.
Jankowi udało się dogonić brata. Bałem się, bo taki Kamil nie jest przewidywalny, a tutaj uśmiechy braci, żarty jak u braci. To było świetne…a potem Janek uciekł bratu, który potrzebował mówić, mówić, mówić. A tu była pustka, tylko my i pomniki dawnego lasu.
“Żółta” graniówka Solnej hory przepyszna, widokowa i zaskakująca. Janek stał i czekał. “To tutaj!”.
Patrzymy: kawał kwarcu imitujący sól, tabliczka…Solna hora, tak tutaj…ale po drugiej stronie…też tabliczka!
Widoki z Solnej niesamowite. Patrzyliśmy to na chmury, choć miało nie padać, to na Kamila, który radził sobie ze swoim nastrojem i wzbierającym wiatrem i szczytami. Która to jest Končina nasz cel?…a widać było jak na połoninach.
Dogoniliśmy chłopaków i byli w dobrych humorach. Zza zeschłych traw widać było Biskupią Kopę…jak pejzaż malowany. Jednak zejście w dół z Solnej Hory to było niezłe spadanie, a teraz czekało nas wchodzenie. Janek jakby marzył o takich górach, widać było, że są jego. Zasuwał tak, że nie szło go dogonić.
…a potem czekał. “Tato jest góra?” To był już Kutný vrch. Solna miała 868 m npm. “Spadliśmy” w dół i z powrotem zameldowaliśmy się na 869 m npm. Niezły interwał!!! Jak w Górach Suchych!
Było wow i odpoczynek. Czarne chmury nad nami, tak się zgrywały z pozostałościami lasów, że było strasznie. Janek nie odpuszczał, prowadził bo idziemy na Končina przecież. Ależ mu te szlaki pasowały!!!
Kamil jednak na ostatniej prostej nie odpuścił. Wiatr wiał, a on nie czekał, szedł. Janek próbował, ale Kamil był pierwszy i mówił, mówił. Walczył z tym wiatrem pędzącym w jego głowie. Był dzielny.
…a szczyt 4 m od ścieżki, tym razem słupek geodezyjny, kawałek skałki…a na szlaku informacja, że jesteśmy na Bezinach.
Powrót przypomniał mi sytuację, gdy płyniesz morzem, a wynurza Ci się wieloryb. Tym wielorybem była Biskupia Kopa.
Janek po raz kolejny stwierdził, że to jego szlak. Dyrygował, czytał, zarządzał i o dziwo starszy brat potulnie go słuchał. Czuł się tutaj jak u siebie w domu.
Schodziliśmy w dół do na przełęcz Pramen. Pojawił się pierwszy turysta i to Polak…na rowerze. Jak powiedzieliśmy, że jest pierwszym turystą w tym dniu, przez cały dzień nie widzieliśmy ani jednego, to potwierdził, że za chwilę będzie ze 40stu. Byliśmy zaskoczeni bo skąd i jak to możliwe?
Weszliśmy na żółty na Větrná i potwierdziło się. Prowadziła tym szlakiem jakaś pętla w dzisiejszych “czeskich wędrówkach”. Najpierw jedna osoba, potem dwa psy a potem całkiem duża gromada wędrowców, a “Wietrzna” już “wiała”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/V%C4%9Btrn%C3%A1
…ale najpierw był Macow. Zaskoczenie pierwsze tutaj: “Chłopek” nad Macowem. Zaskoczenie drugie jakaś skalna grań…nigdzie tutaj tego jeszcze nie było!!! Jankowi nie trzeba było powtarzać, to był jego szlak…choć Kamil był zajęty wiatrem, mówieniem i nie reagował za bardzo na to, że Janek mu odchodzi.
Macow to połonina, wyglądał obłędnie. Jak myśleliśmy, że to koniec wrażeń, Větrná się przypomniała.
Wejście na jej szczyt było kompletnym zaskoczeniem. Skała i to całkiem, całkiem. Trzeba było uważać, ale idący turyści nie pozwalali na dumanie. Trzeba było się zbierać, bo chłopcy zaczęli też dopinać się jedzenia.
Zejście z Małej Kopy ostatniej góry na szlaku, było niesamowite z perspektywy Biskupiej Kopy. Ona tutaj wyglądała inaczej, stromo.
Byliśmy zachwyceni Górami Opawskimi do tej pory. Teraz rozsmakowaliśmy się w nich, choć są puste i bezleśne. Nic tylko na wspaniałe jesienne wędrówki, ale trzeba patrzeć na ten wiatr. Nie bez powodu jest tutaj “Wietrzna”, gdzie urywa głowę. Ja polecam idźcie i zdobywajcie spokój i ciszę nawet w wietrze.