Stożek Wielki.
czerwiec 12, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
To była najlepsza trasa botaniczna, powiedziałbym “biologiczna”, jaką w tym roku udało się nam przejść. Sukcesy oczywiste i to na starcie nie wszystkie były zakładane.
Zacznę od mapy pokazującą naszą trasę, gdyż nie wszystko zadziałało na telefonie, a warto to pokazać. Szczególnie warto popatrzeć na profil trasy, to było wymagające i interesujące…a byliśmy tylko w Górach Suchych, niedaleko Sokołowska, gdzie prawie wszystko zdobyliśmy i poznaliśmy z wyjątkiem północnej części zaczynając od “prawdziwego” i trudnego Stożka Wielkiego o wysokości 841 m npm. Powstrzymywała nas nie tylko opinia, widoki ale też unikatowy wpis w wikipedii. org:
“…szlak na szczyt jest trudny i męczący dla niewprawnego turysty.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sto%C5%BCek_Wielki_(G%C3%B3ry_Kamienne)
Stożka już podziwialiśmy wchodząc na Lesistą, a potem schodząc z Dzikowca tutaj: http://www.zespoldowna.info/wielka-lesista.html Wtedy wyglądał na bardzo trudny, w szczególności od Unisławia…a jak to w Górach Suchych bywa, gdy jedno podejście jest trudne (jak to co widzicie na górze na pierwszym planie, właśnie od Unisławia), to z drugiej strony powinno być łatwiejsze. My w końcu postanowiliśmy go zdobyć od Sokołowska, żółtym szlakiem, gdyż idealnie nadawał się na okienko pogodowe około 2h, jakie się zapowiadało. I było to podejście łatwiejsze do pewnego momentu.
Na starcie mieliśmy zmianę scenariusza. Był z nami Iwo. Jego pojawienie zmieniło wiele. My widzieliśmy w końcu naszego najstarszego syna i ja patrzyłem z zachwytem, że jest z nami…Asia na pewno też. Dla Jaśka było to jednak istotne zaburzenie: “przecież on jest pierwszy, a nie Iwo!”…a Iwo szedł jak wszyscy nasi synowie, stale do przodu w dobrym tempie podkręcając i tak już wyśrubowane schematy. Ja się przekonałem dzięki temu, że to ja jestem tak wolny
Sokołowsko szlak żółty, to początek naszej drogi.
…i dotąd było jeszcze normalnie…a potem już Iwo prowadził, przez co reszta ekipy miała problemy, choć czasami udawało się, coś ugrać
Nie wiem, czy wiecie, ale łąki pod Stożkiem to wyjątkowy okaz flory. Kwiaty jakie tam w tym momencie kwitły, zajmowały mnie cały czas, swoimi kolorami, kształtami, formą i wyjątkowością. Jaśka bardziej interesowali przedstawiciele fauny.
Gdy popatrzyliśmy w dół zrozumieliśmy dlaczego Sokołowsko dało początki Davos. Miejsce, otulone Górami Suchymi, jest niezwykłe i cieszy mnie to, że powoli wraca do formy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Soko%C5%82owsko
Iwo poszedł, Jasiek został. Już pod górką po 1 km miał dość duży deficyt motywacji, bo nie był pierwszy. Udało się go jakoś przekonać, więc zaczął biec…i tak z Jaśkiem jest, od zastoju po sprint, to wszystko jest możliwe.
Minęliśmy po drugiej stronie Bukowca 898 m npm, Masyw o 3 szczytach. Na Dolnym Śląsku są jedynie dwa podejścia na szczyt, które potrafią zostawić chęci do wspinania: czerwony szlak na Bukowca od Sokołowska właśnie i na Stożek z Unisławia. My zbliżaliśmy się już do Stożka.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bukowiec_(G%C3%B3ry_Suche)
Wszyscy już pochyleni, bo niby nic trudnego, ale poziom podejścia był powoli, stale ostrzejszy. W momentach wypłaszczenia, Janek próbował gonić Iwa…ale to nie Kamil i nie udawało się, a pod samym szczytem gdy Jasiek nie mógł go dogonić, nagle potrzebował wsparcia mamy i taty
…a podejście jak to w Górach Suchych (to łatwiejsze), pełne łomów, kamieni, bardzo śliskich…i oczywiście ostro pod górkę jakieś 150 metrów.
I nagle pojawił się okaz fauny, któremu trzeba było zrobić zdjęcie, jako unikatowi. Sama końcówka podejścia już nie była dramatem, ale jak to napisali w wikipedii: ten łatwiejszy wariant, nawet może zmęczyć osoby nieprzygotowane do chodzenia po górach.
Szczyt Stożka to mała kopuła, typowa dla “zaczapowanego wulkanu”. Po drodze mija się szałas, szuka się wieży … i jej mimo wszystko nie znaleźliśmy, patrzy się w dół na szlak do Unisławia i się człowiek cieszy, że nie tędy wchodził…ufff!
…i wtedy zgodnie z “planem” dnia przychodzi deszcz. Jasiek pokazuje skąd pada, my wyciągamy kurtki i idziemy w dół…ale czy już wracamy…po niecałej godzinie wchodzenia, stwierdziliśmy, że deszcz nas nie rozpuści i …będziemy zdobywać Bukowca, po to by zdobyć ostatnią część Gór Suchych, gdzie nas jeszcze zespołowo nie było
Zeszliśmy na skróty patrząc na Stożek, Bukowiec i deszcz…a między nami byli tacy, dla których ten deszcz był wreszcie czymś normalnym i powszechnym.
Miało padać 9 minut i padało. My w tym momencie obchodziliśmy Bukowca “o trzech szczytach”, tak by wejść na niego niebieskim szlakiem, łatwiejszym. Dało nam to też szansę oglądać łąkę, nad którą wszyscy się zachwycają i ja też. Ja te kwiaty jeszcze pamiętam i znam z dzieciństwa. Iwo już nie.
Chłopakom deszcz zrobił frajdę. Było bardzo ciepło i ten deszczyk był jak prysznic.
…no i ten storczyk!
…a z tyłu Stożek w całej swojej okazałości.
Gdy weszliśmy po dwóch kilometrach łąki do lasu, trafił się nam okaz fauny, nad którym trzeba było mocno się pomęczyć, by go zobaczyć.
Podejście pod Bukowca, okazało się następną niespodzianką, pełną niechcianej tym razem fauny. Pomimo tego, że byliśmy dobrze ubrani, nieuczęszczany szlak pozostawił nam na pamiątkę z tego podejścia kleszcze…niestety.
Przedzieranie się przez trawy i młode buki, jak i sam kąt nachylenia był trudny, stąd z radością powitaliśmy dotarcie na górę.
W ten sposób zaliczyliśmy 2 z 3 szczytów Bukowca. Stamtąd poszliśmy po pieczątki do Schroniska Andrzejówki, prześwietnym, dynamicznym szlakiem, przez lasy bukowe. Janek niestety “zawiesił się”. Iwo był za szybki i szedł ze mną na końcu podśpiewując całą drogę…specjalnie Duecik, Majki Jeżowskiej.
Zainteresowały go huby. Musiałem wyjaśnić wszystko na ich temat, ale był zainteresowany.
Zeszliśmy do Schroniska ostatni. Jaś człapał, a ja “budowałem” atlas kwiatów.
Chwilkę odpoczęliśmy już na “prażącym” słonku i wystartowaliśmy do ostatniej części naszej wędrówki do Sokołowska.
Zrobiliśmy wg. naszego odczytu ponad 13 km…ale nie te kilometry były wyczynem, tylko te wspinaczki. Wszystkim dały się one we znaki, ale to był dzień bardzo udany, z wieloma atrakcjami, tymi o których myśleliśmy i których nie chcieliśmy. Dla mnie to było ważne, że byliśmy całą rodziną, tak rzadko już nam się to zdarza, ale byliśmy razem.
Polecam Wam wspaniałe Góry Suche, one nigdy mi się nie znudzą, czy to w zimie czy w lecie.