Szczebel
luty 16, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Beskid Wyspowy nas przekonał. Szukaliśmy kolejnych gór na których nie byliśmy bo warto. Jak zwykle okazało się, że to co najfajniejsze jest pod nosem. Szczebel, którego zboczami przejeżdża jadąc w Tatry zdecydowana większość z nas, został w końcu odkryty i żałujemy, że tak późno.
W poszukiwaniach pomogły nam dwa projekty:
1.Te”święte” napisy ze szlaków: GSBW. Poszukując odpowiedzi, jak ten szlak, nie będący na naszych mapach, prowadzi natrafiliśmy w końcu na stronę, gdzie to wszystko jest opisane i wytłumaczone. Tam był Szczebel.
https://powiat.limanowski.pl/glowny-szlak-beskidu-wyspowego-beskidzkie-wyspy/
2.Poszliśmy dalej i okazało się, że Beskid Wyspowy ma swoją KORONĘ!
https://cotg.pttk.pl/odznaki/kbw/
Szybkie sprawdzenie i okazało się, że z tych najwyższych to właśnie Szczebel nam został. Ostatecznie przekonał nas wpis w wikipedii, który zaczynał się od “wybitny szczyt w Beskidzie Wyspowym”. My takie uwagi lubimy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szczebel
Wybraliśmy czarny szlak od miejscowości Lubień. Dlaczego? Były atrakcje: Zimna Dziura, Mały Szczebel i w końcu Szczebel. Wydawało się także, że będzie bardzo łatwo zaparkować. To się sprawdziło.
Humor dopisywał od samego początku. Wiadomo było, że będzie to ten moment i ta góra, to się czuło. Wejście na szlak i zaskoczenie, bo to jak w Karkonoszach, a nie w Beskidzie. Świerki, strumyki i idzie się w dół, a nie w górę! Zaskoczyło. Tak samo jak to, że wszystko było zmrożone, ale śniegu ani grama.
Początek znakomity. Było przeskakiwanie przez strumyki i przede wszystkim pojawił się GSBW…”Tato co to jest GSBW”? “Synu mówię ostatni raz: Główny Szlak Beskidu Wyspowego!”. Pomogło tym razem.
Ten początek to było istne szaleństwo. Trasa jak z Karkonoszy to raz, zimno i lód, ale słońce świeciło i aż się chciało iść. Kamil wrzucił chyba “dwunastkę” bo nie szło nadążyć za nim w żaden sposób. Poczuł się jak u siebie w domu…i dobrze że nie ma błota.
Ja uśmiechałem się, gdyż tak perfekcyjne oznaczenia szlaku to tylko w Beskidzie Wyspowym można spotkać, a na te strzałki wręcz czekałem . Przekonałem się też, że jak one się pojawiają to wszystko może się zmienić. Nie dość, że pod górę, to jak szlak na Czarcią Ambonę w Karkonoszach: kamień na kamieniu…tylko nie w trakcie błota i deszczu!!! Ciągle o tym myślałem.
..i pojawił się Beskid Wyspowy. Najpierw jodły. Potem mocno, bardzo mocno pod górę, takie Jatki z Gór Suchych. Kamil tylko patrzył z kamienia, z góry na nas jak się wdrapywaliśmy. Tego ostatnio też nam brakowało. W końcu wróciło.
Gdy myśleliśmy, że to koniec podejścia, bo Kamil czekał, to był dopiero początek. Nieźle dał nam popalić. Charakterystyczne Kamila: “Góry nie! Na dół?” choć gonił do przodu, czy Janka “Nie idziemy!” wskazywało na jedno: było nieźle do góry . Witamy w Beskidzie Wyspowym!
Kamil nas doprowadził do Zimnej Dziury. Jaskini bez końca jak się zaglądnęło był to punkt warty zatrzymania. Pojawił się też problem: lód i raczki. Ja nie wiem, co jest w tych raczkach, ale Janek ma opór tutaj do bólu i zawsze trwają zacięte negocjacje, na jak długo ma je mieć, przy tym jest foch. Jak ubierze to zawsze mamy test: jak szybko da się w nich biec, nawet pod górkę. Tym razem też tak było i jeszcze własny skrócik się przetestowało!
Pojawiła się jednak zima i śnieg, a trzeba pamiętać, że Szczebel to góra w Beskidzie Wyspowym. Jak się myślało, że podejście się skończyło, to błąd. Podejście trwało i nie było końca.
To się nazywa po prostu wyrypa! Minęliśmy Mały Szczebel i choć miejsce fajne, to bez tabliczki. Zawód, ale dalej w górę!
Janka w końcu zgięło w pół, Asi i Kamila nie było widać, więc trzeba było nastawić się na przeżycie, a nie gonitwę za rodziną. Czuć było już szczytem, bo zimno pomimo słońca było pieruńsko, gdyż wiatr gnał górą jak diabli!
Dogoniliśmy ekipę, tudzież poczekała na nas, bo było ZJAWISKOWO! Patrzyłem na te wyspy i wyglądały niesamowicie. Warto było wejść tutaj by to zobaczyć…ale to nie był jeszcze szczyt.
Okazało się, że to miejsce zostało przygotowane przez paralotniarzy, a nam posłużyło za ambonę do oglądania Beskidu Wyspowego! Trzeba było iść dalej, szczyt miał być tuż obok…i był! Jak się okazało, nie trzeba było jechać w Tatry by się zmęczyć, zdobyć wspaniałą górę i “napoić się” pięknem. Tutaj jest wszystko!
Nie dało się jednak schować przed wiatrem, który przewiewał zimnem. Nie było też takich widoków jak na “ambonie”. Zdjęcie i zeszliśmy szybko w dół, gdzie patrzyliśmy na wyspy jedząc nasze śniadanie.
Podejście nas nauczyło wiele. Gdy już schodziliśmy, wiedzieliśmy jak czytać znaki. I ten z wykrzyknikiem oznaczał po prostu: UWAGA SPADAMY W DÓŁ! jak to w Beskidzie Wyspowym.
Co Janek lubi na takich zejściach robić najbardziej? “Tato hamuj!”…diabelska góra. Pod górę człowiek się zmęczy podejściem, a na zejściu bieganiem w dół z synem. Taki jest Szczebel . I tak biegliśmy w dół aż do “Szczebla”, czyli Zimnej Dziury.
To był ten moment, gdy można było ściągnąć raczki i to była kluczowa sprawa! To pozwoliło na jeszcze szybsze “spadanie”, skróty tylko dla Jaśków, a było gdzie zbiegać. Taki jest Jasiek.
Zejście trwało chwilkę w tym trybie. Nawet nie zauważyłem jak zeszliśmy. Szczebel dla mnie w tym momencie to top Beskidu Wyspowego. Tam jest wszystko to o czym człowiek myśli, mówiąc Beskid Wyspowy…może jeszcze Ćwilin. Wszyscy w doskonałych nastrojach wracali do domu i tak się zastanawiali, czy aby z drugiej strony tego Szczebla nie będzie jeszcze lepiej…ale to już chyba na wiosnę.
Polecam Wam Beskid Wyspowy!