Szczytnik, Wolarz
kwiecień 12, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Miało być oczko pogodowe. Jedno jedyne i to w jednym miejscu: między Szczytną, a Polanicą Zdrój. Na pytanie do chłopaków gdzie jedziemy, obaj i to jednoznacznie stwierdzili: Szczytnik i Zamek. Zatem dodałem Wolarz byśmy odrobinę się zmęczyli.
Tą trasę mieliśmy już zaplanowaną po “deszczowym” przejściu z ubiegłego tygodnia. Ona miała czekać na swój moment. Nawet nie spodziewałem się, że przyjdzie tak szybko.
Asia przeziębiona, dała nam całusy na pożegnanie i pojechaliśmy…raczej przebijaliśmy się przez mgłę, która nie chciała ustąpić aż pod same góry. Janek powtarzał, że on idzie na zamek, Kamil także. Janek, że on idzie zielonym i będzie biegł…Kamil jakoś nie sugerował biegania po górach
Ja już na same słowa wypowiadane przez Janka bałem się. Tym razem miałem być z nimi sam, a on jak ostatnio pobiegł, to ja nie odważyłem się, próbować go gonić. Asia podjęła dzielne wyzwanie z sukcesem. Teraz sam. Jedyna strategia by przeżyć, to go trzymać krótko. Chyba Kamil się zgadzał ze mną w tym temacie.
https://www.zespoldowna.info/szczytnik-lesnym-szlakiem-wspinaczkowym.html
Nasz start odbywał się z “podwórka” sanatorium Malwa. Dlaczego? Cóż na mapie widniała ścieżka prosto na Garncarza, gdzie mieliśmy wejść na zielony szlak. Pomysł podobał mi się. Potwierdzeniem w “realu” było to oznaczenie. Zaczęliśmy zatem od podejścia, a tego Janki nie lubią.
Janek stękał, ale szedł przez świetne Góry Stołowe, ze skałami tak imponującymi, że na nas robiło to wrażenie. Skończyło się ono, jak Janek przyuważył, że jest już na zielonym.
Kamil był czujny i trzymał się młodszego brata. Zrozumiał zatem moje uwagi i razem o dziwo weszliśmy na szczyt Garncarza.
Janek uzupełniał płyny, nie uciekał o dziwo, zatem zdjęcia Garncarza z boku i dołu, odsłoniło kawał skały, ukrytej lasem na górze. Spokój był do momentu “idziemy”. Powiedziałem: “idziemy”, a Janek był już 20 metrów przed nami. Zrobiło to wrażenie na nas, ale był plan.
Janka zatrzymaliśmy na “Leśny Szlak Wspinaczkowy” ten czarny szlak z górą, do zdjęcia. Poczekał. Potem była przerwa bo trzeba było sprawdzić pogodę na Wolarzu. No i zdobywaliśmy też szczyty, do tej pory nie zdobyte przez nas jak Wysoki Kamień, który był całkiem wysoki.
Na koniec zaburzyliśmy Jankowi wszystko, bo Janek szedł w lewą “bo żółty”, a my prosto, bo na skróty! Udało się! Janek na Piekielną Górę już wchodził spokojnie i z nami.
Zainteresował się Wolarzem:”Co to za góra?”…jeszcze nie wiedział, że tam idziemy, miała to być niespodzianka. Tak samo jak to, że naszym celem nie do końca był zamek, a szczyt od którego zamek miał też swoją nazwę. Szczytnik wydawał się być idealnie obok naszego szlaku, co nam się spodobało. Janek nie mógł biec, bo nie wiedział gdzie. To też był plan. Zdobyliśmy pierwszą górkę i spadaliśmy w dół. Potem był Kamiennik i znów w dół, a tu ani zamku, ani szczytu.
Janek został zaskoczony. Do samego końca podejścia na super fajny Szczytnik, nie wiedział, że to Szczytnik, ale jak się odwrócił, to już było i słońce i zamek!
Zaskoczył nas bardzo. Na szczycie fajne miejsce do oglądania i odpoczywania, ale z zaskoczenia obydwaj chłopcy nie chcieli odpoczywać, tylko na zamek mieliśmy iść. Jak zwykle na skróty i było to, co oni lubią najbardziej.
Zastanawiałem się, gdzie pójdziemy na zamku. Chłopcy mieli swoje miejsca. Najpierw Widok, a potem ta sama ławeczka pod metasekwojami i odpoczynek przed skałkami. Tak planował Janek. Tak odpoczywaliśmy.
Wybraliśmy też stary dukt na zamek, by jednak zejść. Najpierw obydwaj zdziwili się tym, że idziemy w dół, a skalne ściany są na górze.
Potem kompletnie zakłopotani byli, gdy wyszliśmy na łąki i…: “Tato dokąd idziemy? Do auta?” Podtrzymałem tą opinię i pokazałem, że idziemy do auta przez tamtą górę przed nami. I dobrze że chłopcy nie popatrzyli na mapę. Przyjęli mój plan i szliśmy w dół, a potem do góry.
Tam zobaczyliśmy Kruka widocznego na wzniesieniu na którym przed chwilą byliśmy. Staliśmy już po chwili wobec Ciernicy i Kamil od razu zaczął sobie wszystko przypominać. Popatrzył i zdecydowanie powiedział:”Tam nie!” Widział już to podejście kiedyś.
https://www.zespoldowna.info/czernica-grodczynwolarz-cz-2.html
https://www.zespoldowna.info/wolarz-gora-blazkowatam-trzeba-byc.html
Janek przeciwnie. Już szukał wyzwań, a miał ich tam całe mnóstwo. Choć czarny szlak prowadzi szeroką drogą, nie dało się nie zgrzeszyć i wejść w ten bukowy las. Janek prowodyr, szybko wymiękł, a Kamil po pierwszych protestach, szedł z milczeniem aprobującym przejściem. Było super!
Jak pokazałem, że robimy skróty, to Jankowi trochę się przyspieszyło. Trzeba było się napić przed wejściem na kolejny skrót. Tym razem w lesie świerkowym. Chłopców jednak już mocno pierwszy skrót przećwiczył. Musiałem na nich poczekać i byłem dumny z tego, gdyż nie pamiętam kiedy ostatnimi czasy tak było, że ja na nich czekałem . Wolarz był już przed nami i nie wyglądał na takiego złego.
Stanęliśmy przed północnym podejściem. Kolejny już raz. Mała góra z dużym wyzwaniem przed nami.
Jeszcze na starcie nic nie było widać, oprócz głębokiej zieleni. Chłopcy równym krokiem szli, Janek nawet próbował być pierwszy. Nie trwało to długo. Jak zobaczył “ścianę” to już wyhamował. Kamil zasugerował powrót, ale szedł.
Z bliska już nie wyglądało to tak strasznie. Korzenie tym razem pomagały, jakoś się dało wejść, ale Janek zostawał z tyłu. Kamil wykorzystywał swoje długie nogi i sprawnie podchodził. Janek tylko stał i patrzył, a był taki mały na tym końcu.
W końcu weszliśmy. 600 metrów szlaku, 145 metrów przewyższenia, dało “popalić”. Chłopcy od razu szukali miejsca na odpoczynek. Pili i jedli śniadanie. To był challenge…ale na chwilę.
Janek jak wyrwał po śniadaniu, to nawet pierwsi turyści tego dnia nie zrobili na nim wrażenia, bo on idzie przecież w dół do auta i to czerwonym z sercem.
Uśmiech na twarzy, Kamil za nim i wszystko było jasne. On tutaj rządzi, w szczególności w dół! Czerwony szlak tutaj to idealne miejsce na takie zabawy, długi, pełno na nim skał, zakrętów i kałuży. Dopiero potem doczytaliśmy, że to był Piekielny Labirynt.
Dawno nie szliśmy z takim uśmiechem, z takimi żartami obu braci. To było niezwykłe, że obu podobało się to samo. Tak myślałem, że chodzi tutaj o szybki efekt obiadu, po wycieczce, ale nie. Oni cieszyli się górami i bieganiem przez skały, jak to Janek powiedział.
Poprawiliśmy to, co robiliśmy w deszczu tydzień temu. Było lepiej i ciekawiej. Wolarz miał chłopców zaskoczyć i zaskoczył, ale tym razem byli już przygotowani na takie “kawałki”. Dali świetnie rady, a ten okazał się wspaniałym szczytem, nawet z tej strony na której nigdy do tej pory nie byliśmy. Dodany do Szczytnika, pierwszego tego dnia, dał “kompozycję” najlepszą jaką można było się spodziewać. Zatem polecamy ją wszystkim, bo warto zdobywać Góry Stołowe i Góry Bystrzyckie w ciągu jednego dnia