Tarnica 3.
kwiecień 7, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jak Tarnica to w śniegu i wietrze. Jak Tarnica to tylko z “niespodziankami”. Dla mnie to jedyna taka góra. Do zdobywania jej im jest ich więcej tym lepiej.
https://www.zespoldowna.info/tarnica-2.html
Jak zdobywać Tarnicę to od Wołosatego w szczególności w taką pogodę jak my. Jak przy drugiej Koronie, tak i teraz miała być naszą przedostatnią górą do zdobycia w KGP, 27/28.
Jechaliśmy z duszą na ramieniu, bo pogoda miała być przejściowa: z deszczu, chmur na słońce. Mieliśmy cichą nadzieję, ze tak będzie. Na starcie już w Wołosatym, tak niestety nie było…ale nie było też źle. Było jeszcze jedno pozytywne ale: w końcu jest jeden parking i choć trzeba przejść kawałek do szlaku, to w końcu nie lawiruje się między autami.
Widać było to, że nic nie widać i mimo to poszliśmy do góry, niebieskim szlakiem jak zwykle. Janek wziął się za czytanie wszystkich tabliczek, był nimi zafascynowany…jakby nigdy ich nie widział. Z drugiej strony upewniał się czy pada, chyba tym czytaniem grał na czas i czekał czy spadnie niebo czy nie!?…a błoto było niemiłosierne…ale my dobrze na te warunki przygotowani szliśmy do przodu.
Miłe zaskoczenie: podesty, duża ilość podestów. Nie trzeba było na łąkach w roztopach “tonąć” jak zwykle w błocie. Teraz tylko brudziliśmy się błotem.
Pierwsze bieszczadzkie “schody do Mordoru” niestety były jednak suche. Trzeba było się wspinać jak na 10 piętro wieżowca bez windy, ale to jest urok bieszczadzkich szlaków. Tam wygrywają tylko Ci którzy używają schodów, a nie wind.
Weszliśmy od razu w chmurę. Janek jakby nie wierzył w to co widzi, ale szedł. Ja też byłem kompletnie zaskoczony, bo po wejściu na schody, mieliśmy tylko śnieg, śliski i mokry, ale śnieg.
Zdobywanie wysokości nie było łatwe, jak to w górach. Na początku Janek próbował utrzymywać tempo, a Kamil za nim. Potem jak zawsze wszystko się pozmieniało. Kamil poszedł, a brat został w dole.
Błyskawicznie skończyliśmy przejście przez las. Czekając na Asię i Janka, znów daliśmy się nabrać strumykowi, który spadając w lesie obok dawał taki hałas, że brzmiało tak jak huragan…ten z Tarnicy 2. I dobrze, że Asia przyszła i pogoniła te nasze złudy precz przypominając o jego obecności. Asia “pogoniła” precz chmury i było już jak zwykle na Tarnicy ciekawie, niespodzianka goniła niespodziankę.
Wyszliśmy z lasu pod kopułę Tarnicy i tam to, co lubimy najbardziej na tej górze: jeszcze zima i silny wiatr. Głowy urywało, Janka zwiewało ale szliśmy, bo Tarnica daje to coś specjalnego, można się tu poczuć…jak nie w Bieszczadach.
Wychodząc z lasu mieliśmy chmury, a potem krzyk Janka:”Krzyż!” i wszystko było jasne, będzie dobrze! Chmury znikały.
Tarnica już była w słońcu, choć Szeroki Wierch jeszcze w chmurach. Dochodziliśmy do Przełęczy Krygowskiego. Wiatr główny bohater, jak zwykle nie pomagał. Trzeba było mocno się schylić by wejść na przełęcz…a tam wiatru brak.
Tarnica jest tak specyficzną górą, że może robić jako plener do filmów o Himalajach. Jej nachylenie, zawsze duża ilość śniegu od trawersu po wschodniej stronie, powoduje, że … chłopaki nawet nie czekali na nas. Dla mnie to zawsze najmilsze co może nas tutaj spotkać. Biel i stok.
Idąc do “nieba” od razu czuje się, że wchodzimy na szczyt Tarnicy. Wiatr się pojawia i znów niczym w Himalajach trwa walka o wejście. W Tarnicy 2 Janka zwiewało, tym razem chłopak się nie dał.
Zdjęcia zrobione, ale herbatki nie dało się wypić, tak wiało.
“Zbieganie” z Tarnicy, to też już pewien rytuał. W szczególności niesamowity, gdy się jest zadowolony, głodny i do domu daleko
Schodząc słońce już mieliśmy nad nami w pełni, ale wciąż trzeba było biec, byle do drzew.
Tam kolejna niespodzianka. Lód zaczął topnieć, tworząc bardzo śliską bryję. Janek przezornie kurczowo trzymał się poręczy.
Zeszliśmy ze schodów, a tam inna kompletnie sytuacja. Śniegu brak, typowe dla Tarnicy rozlewisko z żabami i ciepło, bardzo ciepło.
Wreszcie można było zobaczyć Tarnicę. Taką niespodziankę dała nam w jej trzecim zdobywaniu. Góra “Niespodzianka”.