Tarnica po raz 4 do Korony Gór Polski i po raz 2 do Diademu,
maj 27, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Byliśmy na Tarnicy zimą, latem, nawet chodziliśmy po połoninach jesienią. Nie byliśmy wiosną. Przyszedł czas by spojrzeć na nią, gdy jest super zielona! Takie nasze kolejne osiągnięcie.
https://www.zespoldowna.info/tarnica.html
https://www.zespoldowna.info/tarnica-2.html
Jak sięgam pamięcią najlepiej wchodziło się na nią, gdy nie było schodów, czyli zimą. Teraz czekało nas wyzwanie: “schody od początku do końca” i trochę się tego obawialiśmy. Tarnica bez nich zimą jest fajną, łatwą górą. Ze schodami była ciężka kondycyjnie, a bez nich jeszcze bardziej wymagająca, gdyż jechało się po błocie w dół, gdy szło się do góry. Teraz miało być jednak schodami “całościowo”, bo w końcu zostały zrobione dla ochrony góry i szlaku. My mamy na to swoje skojarzenie, zarezerwowane tylko dla tych bieszczadzkich: SCHODY DO MORDORU :)
Zaczęliśmy jednak od…wymiany spodni z synem. Moje 54 dla niego jak znalazł, dla mnie jego 52 jak szyte pod wymiar. Czuliśmy się dobrze w nowym wymiarze, wiec humory dopisywały. Zdjęcie na start i poszliśmy na wejście na niebieski szlak…ale wcześniej “ekspozycja naturalna” jak to wyczytałem, czyli piękne “okno” na Tarnicę. Warto było popatrzeć.
Pierwsze kroki na szlaku i ja od razu do robienia zdjęć kwiatkom. Fiołki w każdym kolorze wzdłuż szlaku szpalerem kwitły, więc nie można było ich nie zauważyć przecież.
Kamil niezwykle grzeczny i spokojny to raz, dwa tak pewny siebie, że nie szło go dogonić, tak pędził do przodu, a schodki i schodeczki już się zaczynały. On nie boi się takich wyzwań kondycyjnych. Pytanie czy tylko znajdzie jakiś kawałek drewna, tudzież skałę by spokojnie poczekać na resztę rodziny.
W końcu siedział jak to on, czekający na wolno idącą rodzinę. Cała już stękała pod wpływem podnoszeń nóg, trzeba było sprostać schodkom, tym razem kamiennym. Zadziwiały, ani grama błota, które zawsze tutaj było w nadmiarze, ale potwierdzały że są.
Połowa drogi wydaje się być tutaj na poziomie schronu. To miejsce było idealne by zebrać siły i zjeść oczekiwane, wspaniałe śniadanie po długim przejeździe z Wrocławia tutaj. Należało nam się.
Do tej pory szliśmy sami. Jak usiedliśmy, grupa za grupą, turysta za turystą, wszyscy wchodzili grzecznie i zdyszani do góry. My już nie byliśmy wykończeni, byliśmy za to przerażeni co dalej, bo wiedzieliśmy że schodki dopiero się zaczynają. Janek dobitnie o tym poinformował:”Tato schody!”…jakbym nie pamiętał, tego bieszczadzkiego sformułowania na te cuda architektury szlakowej: “schody do Mordoru”.
…ależ stękaliśmy. Kamila nie słyszeliśmy, bo pędził do góry wspaniale, ale my byliśmy głośni w “cierpieniu” schodkowym. I tak było do samej przełęczy.
Gdy wydawało się, że to już koniec, bo zapomnieliśmy o tym, trawersik był też w schodkach…
…i podejście na szczyt też.
Ale wokoło było zielono. Dopiero na szczycie zauważyłem, że nikt nie marudził (z wyjątkiem tematyki schodkowej), nikt nie pytał się gdzie szczyt, a wszyscy szli swoim tempem i to cały czas z radością. To są po prostu wiosenne Bieszczady!
Na szczycie niespodzianka. Dużo turystów i brak tabliczki oznaczającej szczyt. Dyskusję, gdzie zrobić zdjęcie zakończył Janek: “Idzie burza!” Rzeczywiście, kumulacja chmur na widocznym Krzemieniu, aż po Berdo była niepokojąca. Zrobiliśmy zdjęcie na Szeroki Wierch i w dół. Znów nikt nie protestował, wszyscy uśmiechnięci. Kompletne zaskoczenie, nie było zachcianek i dyskusji.
Tym razem na przełęczy pod Tarnicą udało się zrobić zdjęcie, turyści poszli na szczyt. Janek był tak szczęśliwy, że w dół, że zapomniał wspomnieć o ciastkach, których jeszcze nie jadł. Znów trochę jak nie on.
Jak ma się taki nastrój to można o wszystkim zapomnieć…ale okazało się, że Janek już był przy obiedzie, gdy my wciąż byliśmy na “górze”. Nie chciało mu się nawet ciastek bezglutenowych zjeść! Kolejna niespodzianka. Nie naciskaliśmy :)
Kamilowi koncepcja zejścia w dół też doskonale pasowała: “… kotlet?” . Mówiąc krótko: obiad czyni cuda. Nagle schodki przestały być problemem. Co niektórzy nawet trenowali zeskakiwanie z nich.
Kamila nie mogliśmy do samego końca złapać. Tak mu się świetnie szło, że dopiero wywołany do zdjęcia, jakoś niechętnie się odwrócił. Ta pełna niespodzianek wyprawa była najwspanialsza, choć dla nas logistycznie niezwykle trudna. Dumny jestem, że nam się udało zdobyć Tarnicę po raz kolejny i do tego w tak piękny, wiosenny dzień. Bieszczady puste to wspaniałe góry, a chłopcy znów mogą się chwalić, gdyż byli na połoninach o kazdej porze roku.