Tarnica.
sierpień 16, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Schody.
Nic tak nie kształtuje sprawności chodzenia jak schody. Nic tak nie zmienia człowieka jak schody. Nic tak nie męczy człowieka jak schody…a my postanowiliśmy wejść na Tarnicę…cóż że po schodach.
Schody.
Tak wyglądał nasz plan wejścia na górę i jej profil. Nigdy wcześniej nie byliśmy w Bieszczadach, ale chęć zdobycia Korony Gór Polski czyni cuda. Innym cudem było znalezienie miejsca i zapewnienia sobie pogody i tutaj Ela z Pawłem byli naszym dobrym duchem, dzięki którym wszystko to się udało. Dziękuję bardzo.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Tarnica
Start zaczęliśmy na parkingu w Wołosatem, od którego trzeba było jeszcze podejść ok. 300 metrów do wejścia na szlak. Po opłaceniu wejściówek i wbiciu PIECZĄTEK! wystartowaliśmy.
Tarnica robi wrażenie, tak jak całe Bieszczady. Jest specyficzną wydłużoną w osi górą, ze stromym podejściem. Robi wrażenie bardzo wyniosłej i trudnej do zdobycia…ale pięknej w kolorach.
Już na samym początku byliśmy mile zaskoczeni, gdy okazało się że dorosłe osoby z ZD w wycieczce przed nami, zwiedzają ścieżkę dydaktyczną wokół góry!
Schody.
Gdy dotarliśmy do lasu, tego co widać powyżej w oddali, pojawiły się schody, setki schodów, tysiące schodów…. Bieszczadzki Park Narodowy chciał udostępnić Tarnicę ludziom. Zbudował podejście pod górę, tak że każdy mógł znaleźć swój typ schodów, który mógł polubić. Jaśkowi te kamienne służyły najlepiej…bo to jest niesamowicie efektywny trening chodzenia, utrzymywania równowagi, skakania, przeskakiwania…dla nas to było trochę inaczej.
Schody.
Na nich “dochodził” Kamila, a gdy się zmieniały na drewniane zostawał w tyle, bo stopnie była za szerokie by pokonać je na jeden skok.
Las na Tarnicy jest niezwykły: dużo modrzewia, dużo buka. Nie dziwię się, że najpiękniejsze pocztówki jesieni pochodzą stąd. Ponieważ nie były to klony, Jaśka nie interesowały
Zaletą takiej trasy jest to, że wejście odbywa się błyskawicznie…i to wszyscy idą bardzo szybko, aż do wyjścia z lasu. Tam mamy wejście już na samą górę….i jest to trudniejsze…bo znów schody, setki schodów, tysiące schodów.
Przyznam się, że nigdy jeszcze nie wchodziłem do góry z taką ilością osób, ale góra jest odpowiednia do tego. Janek mijanki, “dzieńdoberek”, tudzież przepraszam wykonywał fachowo i z pasją, by być pierwszy. Gdy większość osób już miała dość, on szedł twardo do przodu.
Schody.
Jak ktoś myśli, że skończyły się po wejściu na przełęcz, to się myli. Janek dalej pierwszy z Kamilem biegli do przodu po schodach.
..a tam wspaniałe widoki na Halicz.
…na połoniny, które nikt nie wyobrazi sobie jak wyglądają, jak są wspaniałe dopóki tam nie wejdzie i ich nie zobaczy.
Znalezienie tabliczki z opisem szczytu było wyzwaniem…przez przypadek się udało. Zdobyliśmy kolejny szczyt do Korony!
Schody.
…a potem było zejście. Schody jeszcze nas nie wykończyły, ale dzięki nim mogliśmy podziwiać jaszczurki. Lekcja przyrody dla Jaśka…i chęć wzięcia jej do domu…ale zablokowaliśmy te zamiary.
…a potem były jednak schody w dół. Nie wiem, czy lepiej po nich wchodzić, czy schodzić…ale było ich tysiące.
Jakaż była radość Jaśka gdy zeszliśmy na dół, warto było na to popatrzeć
…i byliśmy koszmarnie zmęczeni po tych 9 km, ale była Tarnica, była pieczątka oryginalna skądinąd.
…a na koniec polecam wszystkim SMAKI WETLINY. Gdybyście widzieli jak Jasiek zjada kopę buraczków, marchewki, barszczyk z warzywami i oczywiście wielkiego “domowego” kotleta, zrobiłoby to wrażenie. Jedzenie palce lizać po prostu!
Polecam.
Jarku, masz rację Bieszczady są piękne o każdej porze roku i bardzo wymagające. My przy każdej wolnej chwili z Gabrysiem i Darią zdobywamy kolejne szczyty i trasy . Pozdrawiamy
Marku nam Bieszczady wyjątkowo pasują.