Tosc miejsce do oglądania i delektowania się.
wrzesień 30, 2019 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Tosc góra o wysokości 2 273 m npm miała być czymś dla naszej duszy. W przewodnikach pisano, że najlepsze miejsce do oglądania Alp w Słowenii jest dokładnie tam na samej górze. Wypoczęci po Kanjavcu byliśmy gotowi na kolejne wyzwanie: oglądania Kanjavca z innej strony.
Tym razem trochę inaczej. Janek nie miał chęci by iść, włączył marudzenie. Odwrotnie Kamil. Wystartował…i tyle go widzieliśmy. Tłumaczyliśmy sobie to wszystko, tym że ten szlak na Planina Konjščica jest nam najbardziej znany i Janek po prostu się nudzi.
Tym razem były jednak krowy i była to istotna informacja. Janek pooglądał i ostrożnie boczkiem poszedł dalej.
Sytuacja jednak się nie zmieniła. Na podejściu na Planina Na Jezercu, Janek dalej niedomagał i ciągle się pytał czy to już? Gdy usłyszał że picie będzie na górze na planinie, dziecko jakoś się zmieniło, przyspieszyło, po prostu cuda!
Wypiliśmy. Janek został pochwalony. Jak zobaczył, że nie idziemy na Viševnik, to zdecydowanym krokiem zostawił nas i on poszedł by być pierwszym i tylko to się liczyło..a ja za nim.
Wchodząc na Studorski preval 1 892 m npm, czyli przełęcz między górą Ablanca a Veliki Draški vrh, dopiero mogliśmy zobaczyć jak trudne jest podejście/zejście z drugiej strony. To którym schodziliśmy z Viševnik, na rozgrzewkę (ten jasnoszary korytarz na zdjęciu poniżej, a szczyt ten po prawej).
http://www.zespoldowna.info/vievnik-alpy-julijskie.html
Na Studorski preval Janek oczywiście wszedł pierwszy i pozwolił sobie poczekać na nas wszystkich i to kilka razy, dopingując nas przy każdej większej belce…bo to było depnięcie do góry po prostu
Wejść jedno, zejść to drugie. Tak bywa w górach, że czasami trzeba wejść by zejść, by znów wejść. Ze “Studoru” Kamil nas poprowadził, świetnym “tatrzańskim” szlakiem trawersującym masyw Tosc’a. Tutaj inaczej niż na Kanjavcu spotykaliśmy ludzi tak jak to się dzieje w Tatrach Zachodnich. Janek wszystkich witał, czym zaskakiwał, a Pani z Niemiec była w szoku, bo nie dość, że z ZD to taki młody…a Janek powoli dzięki górom staje się duży, większy. Stopa w rozmiarze przegoniła już stopę Mamy, no i głowa już sięga pod jej oczy…
Szlak ten jak się okazuje, jest szlakiem na Triglav i do planin pod jego podejściem. Był świetnie oznaczony i utrzymany, tak jak w Tatrach. Różnica jednak polegała na tym co się widziało przed sobą i za sobą…a Kamil szedł tak że tym razem to Janek nie mógł go dogonić.
Chłopcy tak nam uciekli, że musieli na nas czekać pod podejściem. O ile te pod Kanjavcem przerażało swoją bielą na tle błękitu, to te powalało tym, że było trochę strome. Kamil miał wątpliwości, a Janek nie. Znów zadziałała zasada: im trudniej tym lepiej.
Jak się okazało, że nie nadążamy i chłopaków nie widać, przyjęliśmy zasadę, że Asia kontroluje ich z przodu, a ja z tyłu. Na nic to jednak się nie zdało, bo MY nie mieliśmy sił, Kamil w pewnym momencie też miał dość, a Janek…gdzie są Ci, którzy mówili, że dzieciaki z ZD nie mogą. Byłby dobry egzamin tutaj dla co niektórych
Powyżej świetnie widać pod co podchodziliśmy i pod jakim nachyleniem.
Tosc miał jednak niespodziankę dla nas. Gdy już wdrapaliśmy się na prawie szczyt…gdyż wszyscy myślą, że to szczyt…to widzimy coś, czego żaden szczyt nie zaoferuje. Najpierw coś na wzór płaskowyżu, gdzie zieleń z bielą robią fajne wrażenie.
Potem łąka niczym punkt widokowy. Nic tylko zacząć marzyć bo chmury są w nosie…
…a Kanjavec za nami.
Gdy usiedliśmy zrozumieliśmy jaki to wspaniały “dach” tego alpejskiego świata. Dopiero tutaj zrozumieliśmy czym stał się dla nas Kanjavec, dziś w chmurach, odległy, wielki, dominujący…a my go zdobyliśmy!
Niespodzianki od Tosc’a ciąg dalszy. Gdy nasyciliśmy się pierwszym wow! przyszedł czas by sięgnąć po sam szczyt, bo to był dopiero początek jego zdobywania i kolejnych wow!!!
Widać go już było. Podobnie jak Ogradi w ubiegłym roku, przypominał nieco skocznię nastawioną na słońce z “ogrodem alpejskich kwiatów”.
Kanjavec wciąż obok nas i wciąż w chmurach tym bardziej nas zdumiewając, że tam byliśmy.
http://www.zespoldowna.info/ogradi-2-087-m-npm.html
W końcu przeszliśmy przez preval i szczyt był do zdobycia, ale Janek krzyknął:” Owce!”. Asia to potwierdziła, a ja żadnej owieczki nie widziałem w tych skałach! Dopiero po chwili na grani, ten cień, to była ona!
Po chwili Janek wszedł w stado owieczek. Najpierw z zaciekawieniem, a potem był problem gdyż jedna zdecydowania chciała coś od Jaśka. Nie było to proste.
…ale dała w końcu się pogłaskać.
Tosc zdobyty. Triglav jak na wyciągnięcie ręki, choć w chmurach. Chłopcy w koszulkach Bonitum znów w hołdzie tego, że są ludzie którzy potrafią się oddać innym, wspierać ich.
Na szczycie mieliśmy najdłuższy odpoczynek w górach, ale warto było tutaj przyjść. Te 2 273 m npm są jak platforma do oglądania Alp, pod jednym warunkiem: nie ma chmur. Musieliśmy się w końcu zwijać bo taka jedna szła w nas. Żałowaliśmy ale zeszliśmy. Tosc jest piękny.
To była taka góra, która ucieszyła wszystkich i nie zmęczyła. Nie ma takich zbyt dużo. Janek szczęśliwy bo owce, Kamil bo fajnie, Asia bo Triglav, ja bo jest to niesamowite miejsce!
Tosc okazał się trudny tym razem dla wszystkich przy zejściu. Stękaliśmy przy wejściu, ale zejście choć nie wymagało takiego wysiłku, było technicznie trudniejsze…a jak się jeszcze patrzy na te góry, doliny i wysokość…to nie da się pogodzić wszystkiego.
Kto najbardziej bał się zejścia? Na pewno nie Janek. Kamil jak zwykle do bólu ostrożny radził sobie świetnie, my z Asią powoli “nie patrząc w dół”.
Powyżej widać co to znaczy patrzeć w dół.
Dojście do szlaku było dla mnie chwilą wytchnienia, ale trzeba było się zbierać bo chłopcy nie lubią czekać na obiad. I znów witając się ze wszystkimi (Janek) lub nie (Kamil) wzbudzaliśmy wrażenie pozytywne. Tym bardziej, że Janek odpowiadał w każdym języku napotkanym na szlaku w tym dniu.
Gdy usiedliśmy na chwilę pod Studorem, nasz Tosc już był w chmurze.
Przyspieszyliśmy, ale jak iść szybko, gdy człowiek patrząc w dół widzi wszystko inaczej. Ja nie mogłem się napatrzyć na Viševnik, ten z prawej poniżej…a tutaj chmura już była przy nas.
Z planiny Na Jezercu zaczęliśmy schodzić prawie zbiegając momentami i wtedy spotkaliśmy rodzinę słoweńsko-szwedzką z dwoma chłopakami. Pierwsze pytanie skąd wracamy. Zaskoczyło mnie, bo to zapowiadało się już na solidną ulewę, a tu takie pytanie. Od niechcenia powiedziałem, że wracamy z Tosc’a i Pani od razu, czy tam wszyscy byliśmy. Tak potwierdziłem. Obydwoje popatrzyli na nas i Pani zapytała: “Z tym młodszym synem?”
Byłem tak zaskoczony tym sformułowaniem, że nie mogłem, ba nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Ona wtedy dodała: ”Przecież on ma zespół Downa!”
Udało mi się prosto potwierdzić: “Jan był już na Kanjavcu, Ogradi, Visevniku, a Tosc był jednym z ostatnich oznakowanych do zdobycia, więc zdobyliśmy!” Szacunek i jeszcze raz szacunek. Ten obraz ludzi patrzących się na Janka i Kamila doceniających to co osiągnęli. To trzeba przeżyć po prostu.
Deszcz przestraszył się bohaterów i nie było ani kropelki. Kamil zaakceptował rękę Janka, który w ten sposób mu dokuczał, rozśmieszał i kontrolował. My wracaliśmy już do końca. Kolejny, z najpiękniejszymi widokami, szczyt zdobyty. My ciągle w NIEBIE .