Velke Biele pleso
październik 10, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Równo rok temu byliśmy w Tatrach Bielskich, byliśmy zachwyceni kolorami, pogodą i brakiem tłumów na szlakach. Nie mogło być inaczej tym razem. Zaproponowaliśmy miesiąc temu Ani przejście szlakiem z Tatranskiej Kotliny do Velke Biele pleso w tych wspaniałych Tatrach. Nie wypadało zatem byśmy sami nie przeszli tym szlakiem…nie żałowaliśmy!
https://www.zespoldowna.info/tatry-bielskie-szalona-kazalnica.html
W Tatrach śnieg i zima, ale jak my przyjechaliśmy to już został tylko śnieg, a zima odeszła. Tatry Bielskie jak zwykle w takich kolorach, że jadąc obok nich nie szło się nie zachwycać.
Dojechaliśmy na parking pustka. Na szlaku tylko odchody niedźwiedzi, oj dramatycznie zaczynaliśmy nasze przejście, tym bardziej, że jak zwykle Janek się stawiał by zrobić “pierwszy krok.” Kamil do tego “gadający bez końca”, nie zaczynaliśmy tego dobrze…ale były kolory!
Kamil się rozruszał. Nie szedł jeszcze w nowych, wysokogórskich butach, więc zaczął je oglądać, oczyszczać z liści, błota…choć i tak miały się pobrudzić…ale u Kamila ma być “czysto”. Janek trochę wyluzował i już zaczął planować, co on kiedy zrobi, co oznaczało że będzie lepiej…ale nerwy nasze były napięte.
Doszliśmy do naszego zielonego szlaku, prowadzącego do chyba ostatniego tatrzańskiego schroniska, w którym nie byliśmy: Chata Plesnivec, czyli Schronisko pod Szarotką. To był nasz cel. Szlak wydała się idealnym trawersem Faixovej skaly i Skalnych vrat. Gdy proponowaliśmy ten szlak Ani, by przeszła z córką i mężem, czuliśmy że jesienią będzie on złoty i zagadkowy. Start potwierdził to: był złoty i ciekawy już na starcie…to kamienie, to korzenie i urwisko w dół po lewej stronie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisko_pod_Szarotk%C4%85
Już było widać Kieżmarski Szczyt, Huncowski Szczyt i Jagnięcy Szczyt, na który wchodziliśmy dokładnie 2 lata temu i było to nasze olbrzymie przeżycie. Teraz wszystkie w śniegach…piękne z daleka.
https://www.zespoldowna.info/jagniecy-szczyt.html
Chłopcy już wyluzowali. Świetnie szli do przodu i chyba jednak “cosik” pod górę, bo widać było, że są zmęczeni. Janek czuł się winny za problemy na starcie i próbował przeprosić w swój sposób. Kamil…jednak coś było nie tak. Szedł świetnie, ale co pewien czas wracał i gadał, gadał…coś było nie tak….a szlak jak trawers wopistów na Śnieżniku, rewelacyjny!
No i “Szarotka” się zjawiła. Od razu wszyscy byli zmęczeni, Kamil nawet stwierdził, że chce “kofolu” całkiem nowe słowo , więc wrzuciliśmy wyższy bieg.
Miejsce…szkoda, że wcześniej tutaj nie zawędrowaliśmy. Miejsce pod Bujaczym Wierchem idealne! Odpoczywaliśmy, zaskoczeni że jesteśmy tak wysoko, w stosunku do doliny i zaraz za schroniskiem trzeba było jeszcze mocno “poschodkować”, oczywiście do góry. Posileni synowie dali jazdę rodzicom!
Humory już dopisywały. Żartowali, dokuczali sobie też, ale czekali. Dla Kamila pojawiły się przeszkody w postaci błota…nowe buty pobrudzone…słabo to wyglądało. Zaskoczeni patrzyliśmy z “ambonki” do tyłu na trawers jaki zrobiliśmy, zacnie to wyglądało.
O ile do tej pory celem było “Szarotka” to teraz zaczęło się: “Kiedy będzie jezioro?” Dwa kroki do przodu: “Kiedy będzie jezioro?” Janek to umie!…ale złapał też “drive’a” do przodu i zasuwał, że aż miło. Kamil zdziwiony, ale szedł za nim…wciąż gadał o wszystkim, ale w kółko. Nie było to łatwe.
Pod Przednim Jatkami patrzyliśmy już tylko w Tatry Wysokie.Wyglądały niesamowicie, pod każdym kątem z tymi roślinami i kolorami wokół. Wszyscy patrzyli…ale Kamil był już wkurzony. On już chciał wracać! Domagał się, a Janek odwrotnie: “Gdzie to jezioro?”
Pojawiły się jarzębiny i “złapaliśmy” Kieżmarski w ich otoczeniu: POCZTÓWKA!
Wszystko było inne. Kamil jednak był napięty. Szedł, ale widać że walczył z sobą, starał się, walczył i szedł. Błoto jednak oderwało jego emocje i przesunęło do rzeczywistości. Jak nowe buty mogą być w błocie?! Nie było wyjścia, błoto i śnieg wyznaczały teraz szlak. Pojawił się wiatr i wszystko było jasne. Kamil stawał się być napięty coraz bardziej. A Janek rozluźniony bo prowadził, bo był śnieg i widać było góry, tylko: “Gdzie to jezioro?”
…a Jagnięcy był już nad nami. Sentyment został wobec tej szpiczastej kopuły, ostatniej w Tatrach Wysokich. Robiła wrażenie.
Belianska kopa już była obok nas. Velke Biele pleso musiało, gdzieś być ten nasz cel…ale gdzie. Trzeba było podejść na próg by je zobaczyć. Jednak szlak “zygzakował” jak to Janek mówił i widać było Jagnięcy, piękny, ale jeziorka jak nie było, tak nie było!
Śniegu przybywało. Janek nie mógł się nadziwić nowym butom: nie przemakały!!! W końcu WYSOKOGÓRSKIE…no to strumykiem do góry. Kamil wciąż swoje chronił, czyścił…ale błoto wygrało. W końcu odpuścił, bo doszliśmy do Velke Biele pleso. Obaj się rozpędzili do zdjęcia, a pod słupkiem drugie takie jezioro, jak za nimi
Kamil uspokoił się. Wiatr wiał gdzieś nad nami, a on:”Obiad, rybka, lody!”. Wrócił na właściwą stronę mocy. Byli tak zadowoleni, że trzeba było wracać w dobrym tempie za nimi. napatrzywszy się na Jagnięcy, Tatry Wysokie, a potem Bielskie szło się już w dół znakomicie.
Nawet wiejący górą wiatr nie przeszkadzał. Błoto też, Kamil tak odpuścił, że miał najwięcej błota na nogach, ale też był zaskoczony, że nie przemakały, choć szedł “strumykiem” a nie szlakiem!
Powrót to kolory jesieni, tak bym to jednym zdaniem opisał. W doskonałych humorach, gonili do przodu tym razem do schroniska. trudno było ich złapać.
Zaskoczenie?! Duże. Chłopcy pognali w takim tempie, że nie zauważyli żmiji, małej bo małej ale żmiji wygrzewającej się na szlaku.
Nie przeszkadzaliśmy jej tylko za chłopcami. Ci już w schronisku wiedzieli gdzie usiąść i herbatkę pili, oj pili!
Znów fajny moment, odpoczynek. Wystartowaliśmy dalej, choć na początku było troszeczkę skał, to chłopcy de facto przegonili ten kawałek…bo obiad przecież! menu było ustalone, nic tylko jeść, a wciąż było daleko.
W końcu zniknęli nam tak jak zniknęły Tatry w chmurach. Janek jeszcze sprawdził, czy na pewno idziemy za nimi, zmartwiony w szczególności mamą, którą ciągle wspierał. Dojście do końca w kolorach jesieni było wspaniałe, ciepłe.
Prawie 20 km, z całkiem przyzwoitym przewyższeniem jak z Morskiego Oka na Rysy!!! zaskoczyło nas tymi wszystkimi emocjami. Sprawdziliśmy Aniu szlak i jeszcze raz go proponujemy dla Was, bo warto.