Waligóra 3
styczeń 10, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Waligóra to tylko 934 m dla jednych. Dla nas aż i jest to góra z niespodziankami. Do tej pory zaskakiwała nas swoją trudnością i niedostępnością…ale my już Góry Suche znamy na wylot! Tym razem widząc co może nas spotkać postanowiliśmy “stworzyć” własny szlak wejścia na Waligórę. To jest wpis właśnie o tym…czyli o naszym pierwszym nocnym zejściu z gór.
http://www.zespoldowna.info/waligora-2.html
http://www.zespoldowna.info/4×900-czyli-podroz-do-serca-sudetow.html
http://www.zespoldowna.info/to-co-sie-zaczyna-nalezy-skonczyc.html
Waligóra to wspaniała góra, we wspaniałych górach niedaleko schroniska Andrzejówka, gdzie zawsze można zdobyć pieczątkę dla tej wyprawy. Dla tych zafascynowanych “trudami” wysokich gór zawsze mam niespodziankę…czyli jakąś trasę przez nie…będzie wyczerpująca do bólu na pewno.
My zaczęliśmy nasze zdobywanie od Trzech Strug części wsi/dzielnicy Łomnicy-Głuszycy. Powód oczywisty: chłopcy mają siłę, a ja mam problem z kolanem, więc musi być łagodnie, ale może być ciekawie.
Na końcu drogi jest parking z taką ilością drewna do wywiezienia, ale i z widokiem na Waligórę. Jak Janek to zobaczył to poszedł, a ja się zastanawiałem gdzie są klucze od auta by go zamknąć…przecież Waligóra.
Chłopcy mieli świetne humory. Już wejście na Chełmiec, a potem Kowadło dało im energii i radości. Gadali, śmiali się, testowali przejścia…wspólnie! Właśnie to: Janek postanowił zamęczyć Kamila, ten w to się dostosował i męczył Janka. Było to niesamowite, bo wspólne, przez tyle czasu. Bracia!
Zatem Kamil przytrzymał Janka i mogliśmy iść razem. Ta część szlaku to letnia droga rowerowa, w zimie służąca do zwózki drewna, świetna bo widać Waligórę prawie cały czas ponad drzewami.
Doszliśmy nią do naszej ścieżki trawersującej Waligórę w taki sposób, że mogliśmy podejść do Schroniska po pieczątkę. Była to niezła wspinaczka po śniegu. Niby łatwa, ale ten śnieg i te ślady: czy to muflon, czy jeleń, czy sarna? Prawdziwa zagwozdka!
Często pytacie się jak chłopacy korzystają z tych wycieczek górskich. W takich sytuacjach jak ta to najlepiej widać. Wybór przejścia, omijanie przeszkód to niezły trening dla nich. Janek perfekcyjnie ma to opanowane, gdy Kamil woli powoli za nim podążać że tak powiem.
Podeszliśmy do Waligóry od północnej strony. Asia zlitowała się nade mną i poszła z Jankiem po pieczątki do schroniska a my z Kamilem zaczęliśmy obchodzić Waligórę dookoła by wejść od południowej strony, łatwiejszym podejściem.
Pod nieobecność Janka, Kamil zaczął pozować. To się ustawił tak by widać było całą dolinę powyżej. Potem Suchawę, a potem zorientowałem się, że czeka nas coś niezwykłego…ale szliśmy powoli do przodu.
Podejście południowe nie jest tak wymagające jak te od schroniska, ale po w miarę łatwym przejściu pod samą kopułę należy troszeczkę wysilić się i te 10 metrów do góry mocno wejść. Zawsze w zimie jest tam lód i mieliśmy z Kamilem istotne problemy z tym, ale udało się.
…a słońce świeciło nam…
Asia z Jankiem przyszli za nami 5 minut. Tak siedzieliśmy i odpoczywaliśmy…a słońce zaczęło swój spektakl. Zawsze warto być punktualnie na takie momenty!
Najpierw było złote…potem różowe. My szybko zeszliśmy do ruin dawnej owczarni należącej do Pałacyku Hochbergów i tam patrzyliśmy w zachwycie na Góry Suche jakich jeszcze nie znaliśmy.
https://polska-org.pl/5011487,foto.html
https://polska-org.pl/698093,foto.html?idEntity=523730
To Góry Suche w kierunku Łomnicy.
I wtedy pojawiła się ta czerwień. Był to niesamowity widok gdy zestawi się biel śniegu i czerwień palącego, zachodzącego słońca.
Goniliśmy za nim…aż się zapędziliśmy. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że zachód słońca oznacza ciemności.
Ratować nas miał skrót…czyli zasypany singeltrack. Zdziwiliśmy się okrutnie widząc kolarza pchającego przez śnieg rower i to pod górę…ale my w dół…i nagle ciemności zapadły. Myślałem, że chłopcy będą się bać…ale to my się baliśmy że ich zgubimy. Przez ponad godzinę w absolutnych ciemnościach, ale po śniegu, szliśmy za chłopakami, a oni jak gdyby nigdy nic z uśmiechem do przodu.
W ten sposób zdobyliśmy górę z niespodziankami na które nie liczyliśmy. Znów nauczyliśmy się czegoś nowego, zaskakującego a wydawało się, że wchodząc na te góry “nasty” raz już nic nas nie zaskoczy…a jednak!
My tutaj na pewno wrócimy na pętle Gór Suchych!!!