Waligóra po raz 4 do Korony Gór Polski, po raz 2 do Diademu, po raz 2 do Korony Sudetów i nasz dwunasty szczyt do Korony Sudetów Polskich…nocą.
styczeń 4, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Kończyliśmy rok 2023 maratonem po polskich górach. Waligóra nie przypadkiem została na koniec tego roku. Na koniec 2019 roku wchodziliśmy na nią i było wow…niebo na czerwono, które pamiętamy doz dzisiaj. Mieliśmy zatem plan, by na koniec 2023 roku popatrzeć na czerwone niebo nad Waligórą!
Dokonaliśmy jednak pewnej istotnej modyfikacji: tym razem postanowiliśmy zdobywać Waligórę nocą, a co podoba się to chłopakom coraz bardziej.
Najważniejszy element tej wyprawy: czołówki. Janek aż się emocjonował, by wypróbować, sprawdzić i tylko choć trochę poświecić. Jak już dostał taką możliwość, to nie zgasił.
Nie było śniegu. Było już od samego początku wyjątkowo ciemno. Zatem lampki stawały się krytyczne by cokolwiek widzieć, ale Kamilowi to nie przeszkadzało by być jak zwykle pierwszym i doskonale wiedział gdzie iść, jakim szlakiem. On już był tutaj tyle razy. My tym razem nie popełniliśmy tego błędu co kiedyś nam się zdarzyło. Nie zamierzaliśmy wchodzić na “15 minut” skrótem żółtym szlakiem. Kiedyś zjeżdżaliśmy po błocku i lodzie, więc w ciemnościach, nie było to co my lubimy najbardziej.
Kamil kulturalnie czekał na nas na każdym rozejściu szlaków. Dzięki temu widzieliśmy szlak idealnie podświetlony. Weszliśmy nad Rozdroże pod Waligórą i czekała na nas ta czerwień zachodzącego słońca. Może nie tak wspaniała jak trzy lata temu, ale była.
Jednak spacerek się skończył, a zaczęło się podejście już żółtym szlakiem. W dzień to łatwizna, w nocy wyzwanie.
Janek testował nawet czworaki, bo jakoś pewniej mu się szło, a potem krzyczał: “Selfi Tato!” No to wyszło selfi…dwie latarki w ciemności to my.
Kamil uciekł nam pod górkę na szczyt. Ani jego, ani światła, ale on spokojnie jak zwykle czekał na szczycie. Zdjęcie na Waligórze się udało! Nie było to łatwe…ale najważniejsza była nagroda: kolacja z herbatką! Po to się idzie w góry!
Janek tak się rozmarzył, że zaczął wyliczać, gdzie jeszcze nocą wejdziemy: Wielka Sowa…od razu Śnieżkę i Śnieżnik mu dołączyłem do tego zestawu
Schodząc minęliśmy turystę. Był zaskoczony naszą obecnością jak i my nim. Jak oglądałem potem te zdjęcia to rozumiem dlaczego. My jako strachy dobrze mogliśmy wyglądać. Powrót zafundowaliśmy sobie inną trasą przez owczarnię. Tam nas zaskoczył śnieg, ale dodało to uroku naszej wędrówce.
Chłopcy poczuli się już tak pewni, że na nas nie czekali, tylko gonili do Andrzejówki. To jest władza światła na na głowie, tak sobie mówiłem, wiedząc że nie pobłądzą, bo tacy moi synowie dzielni są.
A w Andrzejówce już czuć było zbliżający się Nowy Rok. To miejsce ma zawsze w sobie to coś, co zmienia wiele. Chłopcom spodobała się wyprawa i po ich komentarzach należy przypuszczać, że będzie takich wypraw więcej. Polecam.