Wielka Lesista.
luty 19, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Czasami należy czytać te drobne sygnały jakie codzienność podpowiada. Byłem lekkomyślny od samego początku! Ostatnio to mi się pojawia zbyt często, a potem niestety ponoszę konsekwencje.
Pierwszy sygnał był jak poniżej:
Janek gotowy do wyjścia w góry, wyszukał sobie Rotę i patrzył na mnie. Zlekceważyłem to.
Jak już pakowałem wszystkich, jak nigdy uderzyłem się o klapę bagażnika. Zlekceważyłem ten sygnał.
Naszym celem była tym razem niezwykła i unikatowa góra: Lesista Wielka i jej szczeliny wiatrowe.
Kolejnym sygnałem, który zlekceważyłem to przekrój naszej trasy. Nie zrobiłem go, a na koniec dnia wyglądał tak:
Żona po czasie nazwała go: “trasa niczym piła zębata”. Niby nic a jednak mogłem to sprawdzić…ale ponieważ je znam, to zapomniałem jakie są. Lesista Mała 790 m npm, Lesista Wielka 851 m, Suchoń 808 m, Sokółka 800 m, Dzikowiec Wielki 836 m npm niby są małymi górami, ale my pod nie podchodziliśmy i to były zdecydowanie męczące podejścia!!!
http://lesista.republika.pl/reszta.html
http://pomniki-przyrody.odskok.pl/?tag=lesista-mala
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sok%C3%B3%C5%82ka_(Pasmo_Lesistej)
Wyszliśmy nie wiedząc o nadchodzących niespodziankach, szczególnie dla mnie.
Kamil tym razem wystartował szybko żółtym szlakiem mijając wspaniały Stożek Wielki, na który na pewno będziemy chcieli wejść. Długo nie prowadził, bo Jasiek szybko na śniegu dał “długą”.
Tak sobie w tym momencie pomyślałem, czy ta Rota, to nie odzwierciadlała jego kondycji…trudno było go dogonić…ale jeszcze mnie to nie przerażało.
Pod górką doszliśmy go, Kamil nawet wyprzedził i niby było normalnie…ale potem znów poszli do przodu. Zacząłem stękać, że to chyba za szybko.
Chłopcy zgodnie “gonili” do podejścia na Lesistą Małą.
Tam okazało się, że Kamil na śliskim podejściu nie daje rady a Jasiek nie bojąc się poszedł do góry!
Pod śniegiem był lód i Jasiek sam wybierał drogę. Kamil się denerwował i musiał być wspomagany przez Asię. To był szok dla mnie. Nie bał się nawet iść na czworakach, tam gdzie było bardzo ślisko, a Kamil nie chciał iść. Nie wzięliśmy tym razem raczków.
Na szczycie Lesistej Małej pojawił się pierwszy znak “szczeliny wiatrowe”. Jest to fenomen przyrodniczy, świetnie opisany tutaj: http://lesista.republika.pl/reszta.html
Z małej dziury w ziemi dobywała się para, która wyglądała jakby ktoś w niej palił ogień. Okazuje się, że góra “oddycha” , jak się potem okazało mieliśmy szczęście!
Przyznam się, że to podejście mnie już zmęczyło, ale jak zobaczyłem Jaśka rwącego na Lesistą Wielką to już byłem wykończony…coś mam mniej i mniej sił!
I znów nie było problemu dla niego, aby podchodzić nawet na czworaka, w trudnym ośnieżonym podejściu…imponował mi!
Tak jak w ubiegłym tygodniu mieliśmy szczęście do pogody. Ruszając były wątpliwości, gdyż słońce było ukrywane właśnie przez gęste chmury…ale na górze znów było super!
Lesistą Wielką już zdobywaliśmy ze słońcem …i to mnie troszeczkę wybiło.
Chłopcy szczęśliwi ze zdobycia góry, weszli do schronu by się napić. Moje pierwsze wejście przypomniało mi, że dziś już głowę raz obiłem. To była tylko mała ciemność w oczach po pierwszym uderzeniu. Gdy drugi raz walnąłem i usiadłem z wrażenia…postanowiłem odpocząć i uważać na moją głowę. Rano miałem sygnał nie wziąłem go pod uwagę, od tego momentu głowę miałem zdecydowanie większą od moich oczekiwań.
Zostawiliśmy Lesistą i poszliśmy dalej.
Janek zaczął śpiewać. Rano nie wziąłem pod uwagę jego Roty właściwie. Chłopak się rozpędził, podśpiewując sobie … po angielsku. Nie szło go złapać. Dobry krok pod niskimi drzewami…
Wyszliśmy z Lesistej i przed nami pojawił się Stachoń z małym podejściem.
O ile Janek udowodnił dziś klasę pod względem technicznym, wydaje mi się, że rozumie co to jest, i lepiej się zachowuje w górach pod tym względem od Kamila, to nie miał szans by równać się z nim wytrzymałościowo…ja też, niestety.
Nawet przepiękne krajobrazy sąsiadujących Gór Suchych nie robiły na mnie takiego wrażenia, jak konieczność zejścia 200 metrów w dół, by potem wejść te 150 metrów do góry….gdy Janek zbiegał i wchodził.
Ja szczególnie zapamiętam Polankę, na którą Jasiek powyżej zbiegł, by potem od razu wejść na Sokółkę…te 150 metrów w górę prawie, do dziś czuję, a nie czułem że on nie będzie czuł!!!
O ile do tej pory mogliśmy do tyłu podziwiać naszą Lesistą i Góry Suche po prawej, to po wejściu na Sokółkę widzieliśmy już tylko Dzikowca…a moje nogi widziały aż Dzikowca, potem się okazało, że Asi i Kamila też!
Janek “czołgał się” pod Sokółkę, ale w dół do Dzikowca po prostu poleciał!
Popatrzcie na dolne zdjęcia: stamtąd zeszliśmy, nie było to łatwe…no i od razu trzeba było wejść pod Dzikowca…nie było to łatwe.
Na górze zostaliśmy zaskoczeni. Najpierw przez las dotarliśmy do szczytu z czymś jak punkt widokowy..z którego nic nie było widać bo drzewa zasłoniły widoki…
Chłopcy odpoczęli…i wtedy okazało się, że jest jeszcze jeden niższy Dzikowiec z inna wieżą.
I jak zwykle przy tego typu wieżach, rodzina się podzieliła na tych, którzy wchodzą pomimo bolących nóg i na tych, którzy zdecydowanie wolą patrzeć do góry a nie w dół.
Widok z góry na Lesistą i Stachonia był pierwszorzędny!
Szybko z Jaśkiem zeszliśmy, by dokończyć naszą wędrówkę. Ja ciągle patrzyłem na niesamowite krajobrazy naszych ulubionych Gór Suchych. Poniżej widok idealnego, powulkanicznego Stożka Wielkiego. Dojdziemy kiedyś tam stękając jak ja dzisiaj, ale dojdziemy!
Jasiek zszedł szybko, my za nim….prosto na Stożek
Pisząc te słowa jestem wykończony. Śmieją się ze mnie. Boli mnie głowa od jej obijania, od słuchania śpiewającego Jaśka, i od wchodzenia w górę i w dół. Kamil jakoś dochodzi do siebie z Asią, a Janek zregenerowany, jakoś nie pokazuje po sobie, że Masyw Dzikowca i Lesistej to wykańczający “rollecaster”. Ja wpisuję go do moich ulubionych i pozdrawiam Panią Ewę ze sklepu spożywczego w Unisławiu Śląskim, która podbiła nam książeczki! To była super wyprawa.