Wielka Rawka.
sierpień 17, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
W Bieszczadach, gdy jesteś na szlaku przed godziną 9…to jesteś sam…a Bieszczady są warte tego by wstać nawet o 5-tej i pójść w góry, i niekoniecznie na Połoniny, gdzie są tłumy, a tam gdzie ich nie ma i są wymagające. Wielka Rawka spełnia wszystkie te kryteria i okazała się być naszym drugim, co do skali długości i trudności szlakiem jaki razem rodzinnie pokonaliśmy w polskich górach. Stała się przez to naszym faworytem
Nasz plan był przewrotny trochę. Wielka Rawka była celem pośrednim, obok Małej Rawki, gdyż chcieliśmy zobaczyć Krzemieniec i “trzy granice”, a potem dojść do Kamiennej by popatrzeć na wszystko w spokoju i z dala od wszystkiego.
Jasiek to świetnie wskazał na mapie poniżej
Wielka Rawka to szczyt o wysokości 1 304 m npm z naszego Diademu Gór Polski. Jest najwybitniejszym wzniesieniem Bieszczad, gdyż podejście z przełęczy Beskid to 523 m.Wchodząc na Wielką Rawkę uzupełnialiśmy także listę zdobytych przez nas najwybitniejszych szczytów. W pierwszej dziesiątce zostanie nam tylko Luboń Wielki.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Wielka_Rawka
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Lista_najwybitniejszych_szczyt%C3%B3w_Polski
W istocie w pierwszej kolejności trzeba wejść na Małą Rawkę. Jest tutaj ponad godzinę wspinania się pod górkę, stale pod górkę! Dopiero z Małej wchodzi się bardzo wysoko zlokalizowaną przełęczą na Wielką Rawkę wartą każdej chwili. Dopiero potem schodzi się i to dość istotnie w dół, by wejść z powrotem do góry na Krzemieniec, który ma kilka kulminacji. Potem znów w dół i w górę by wejść na Kamienną o wysokości 1 201 m npm i dającą widok wspaniały na Wielką Rawkę i dużą część Bieszczad w każdym kraju.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Krzemieniec_(szczyt)
Pierwsza uwaga. W sezonie na parking na przełęcz Wyżniańską warto jednak przyjechać wcześniej. Tam zaczyna się zielony szlak na Małą Rawkę. Janek stoi na jej tle. My wyruszyliśmy stamtąd i to znów w tempie biegnącej “łani” a nie ślimaka. Ja już byłem zmęczony po pierwszych 500 metrach.
Już po tych 500 metrach można podziwiać Bieszczady, gdyż jest się na wysokości ponad 900 metrów i tak jest aż do Schroniska (Bacówki), do której dochodzi się po 15 minutach od parkingu. Chłopcy potraktowali ten dystans rozgrzewkowo, aż pies-owczarek podhalański musiał ich zatrzymać swoim szczekaniem, bo na nas nie reagowali.
Od tego miejsca zaczyna się już prawdziwa wspinaczka. Janek na początku był pierwszy, bo to był mostek, kładka, korzenie, kamienie i szło mu dość dobrze…ale się “zepsuł”, gdy się okazało, że jest bardzo stromo. Kamil nam “odjechał” w tym czasie więc mozolnie pięliśmy się do góry.
To co nas zaskoczyło tutaj, to brak kompletny strumieni, potoków. Jak zobaczyliśmy mały wodospad na Prowczy, zrobiło to na nas wrażenie…a las bukowy piękny jest! Na schodkach, na szczęście nie na takich jak na Tarnicy, Janek kondycyjnie się wzmocnił i znów szliśmy mocno do góry…ale Kamila to my już nie widzieliśmy.
Piętrowy układ roślin na Rawce jest bardzo charakterystyczny. Jasiek drugi raz w życiu zobaczył las jarzębinowy i choć owoce nie były jeszcze czerwone, to patrzył z niedowierzaniem…skupiony zresztą na podchodzeniu na wysokie stopnie z czym radził sobie doskonale.
Szczyt Małej Rawki zaskakuje nas zaraz za jarzębinami, tak samo jak siedzący i czekający na nas Kamil
Zdjęcie, picie i start ku wspaniałym połoninom …i tutaj Jasiek był pierwszy, choć czekała nas przeprawa przez las bukowy z olbrzymia ilością błota. Jasiek dał radę i to było niezłe!
Podejście końcowe nie było męczące, ale na samej górze pojawiały się pytania: gdzie jest szczyt, tam gdzie stoi słup betonowy, tam gdzie jest rumowisko…a może jeszcze gdzieś indziej?
W każdym bądź razie na koniec grzbietu Wielkiej Rawki dotarliśmy po 1:36 h i 4,3 km. Tam odpoczywaliśmy i wdychaliśmy najlepsze Bieszczadzkie powietrze , by zejść i wejść.
Schodząc z Rawki widać Krzemieniec, ale i słupy graniczne. Dla Jaśka była to niezła zabawa edukacyjna.
Dojście do Krzemieńca zajęło nam 2:29 h i pokonaliśmy dystans 6 km…ale prawdziwą atrakcją jest słup, trójstronny oznaczający 3 granice. Fajnie to wyglądało.
Gdy dla nas Krzemieniec był przystankiem dla wielu ludzi był celem wspinaczki. My poszliśmy dalej, dalej i jeszcze dalej. Droga była bardzo przyjemna, cała rodzina szła bez problemu, by po chwili dojść do celu: KAMIENNEJ!
JESTEM DUMNY Z NASZEGO OSIĄGNIĘCIA! Już później idąc z powrotem Jasiek zaczepiał w różnych językach napotkanych turystów. Dla większości dojście do potrójnej granicy było osiągnięciem i chwalili się tym bardzo….byli zdumieni, gdy Jasiek im mówił, że my wracamy właśnie z Kamiennej…było zawsze wielkie WOW!…bo to było 7,7 km w jedną stronę i 3 podejścia, na których wielu dorosłych miało problemy, a tu Jasiek…
Mieliśmy tam drugie śniadanie, odpoczynek i …początek naszego powrotu.
Gdy my wróciliśmy pod słup graniczny, dopiero rzesze turystów dochodziły do niego. Powrót był dzięki temu w komfortowych warunkach, nikt z nami się nie ścigał pod górkę, a raczej ustępował…i wszyscy musieli odpowiadać Jaśkowi na dzień dobry i na jak masz na imię…i było WOW po Kamiennej. Droga się nie nużyła.
Na Małej Rawce zrobiliśmy przerwę przed najtrudniejszą częścią naszej eskapady: zejściem w dół…czasami trzeba. Po 12 km i prawie 5 h wędrowania, nogi były zmęczone…ale głupi jesteś rodzicu jeżeli tak myślisz o nogach Twoich dzieci, nawet gdy Twoje Ciebie bolą!!!
Schodząc dopiero zobaczyliśmy jak pod ostrą górkę podeszliśmy. Jedni tym się bawili, inni stękali, a inni podziwiali, że my o 13:30 już schodzimy z Kamiennej, gdy oni dopiero wchodzą na Rawkę.
Cała trasa to 15 km i 6:07 h…ale nie to było osiągnięciem. Gdy popatrzyliśmy na ilość pięter jakie zrobiliśmy i porównaliśmy do zimowego wejścia na Śnieżkę a potem Skalny Stół, to powiedzieliśmy sobie WOW!
Okazało się, że Wielka Rawka jest naszym drugim wynikiem jeżeli chodzi o przewyższenia…ale nie widać było po rodzinie jakiegoś zmęczenia
Dla mnie kolejny raz było to potwierdzenie tego: jesteśmy gotowi by sięgnąć po RYSY!…a Wielką Rawkę polecam Wszystkim.