Wielki Szyszak
grudzień 30, 2020 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Czy w Sudetach można przejść “tatrzański” szlak? Tak można. To jest historia o wspólnym, fajnym karkonoskim maszerowaniu z DOBRYMI LUDŹMI: DZIELNYM GUCIEM I JEGO TATĄ… być może po “ostatnim” naszym szlaku, którym nie szliśmy do tej pory w stylu prawie tatrzańskim.
Przedstawiamy Gucia, dzielnego młodego turystę na starcie szlaku przy Wodospadzie Szklarki. Nasz cel to przejść niebieskim szlakiem aż na Łabski Szczyt. Jak się okazało, nikt z nas nie pamiętał czy tamtędy szliśmy czy też nie. Zatem chcieliśmy tam wejść, przejść i to w doborowym towarzystwie. Tutaj uwaga: Gucio to narciarz, który szlifuje kondycję…idąc z nami, bo śniegu i innych możliwości na ten moment nie ma.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wodospad_Szklarki
Start był wyborny, bo Szklarki są wyborne, no i te skały. Zapowiadał się tez dzień cud, czyli ciepło, upalnie i dużo błękitu, choć w plecakach mieliśmy raki. W końcu to grudzień!
Janek zaczął bardzo opiekuńczo. Pilnował Gutka, raczej obaj się siebie pilnowali, ale życie jest trudne: Kamil znów znikł! Janek oczywiście przyspieszył, bo ojciec, czyli ja będzie krzyczał, że znów człapiemy…ale tak nie było tym razem.
Grupa została “skonsolidowana”, Gutek “odzyskany” i “pilnowany”. Zaczęły się bajery typu kamienie, gałęzie, wiec chłopcy wyraźnie się rozkręcali, kombinując na maksa w terenie .
Gutek dawał radę i widać było “zdrowie “ na policzkach, było dobrze…Janek jednak nie pozwalał, by Gutek czuł się za bardzo samotny. Pilnował kolegę i koniec. Gutek choć nad wyraz inteligentny i mądry, nie miał szans by samemu wybierać drogę, Janek mu “ułatwiał”, bo przecież jest już doświadczonym turystą.
Pojawił się jednak znów problem, ten sam co zawsze: GDZIE JEST KAMIL? Skończyły się bajery, zaczął się pościg. Oczywiście czekał w końcu, z tym wyrazem twarzy, który wszystko mówił…i niech tak będzie!
Skończył się jednak “łatwy” szlak bo pojawił się lód na kamieniach, a podchodziliśmy już pod Schronisko Pod Łabskim Szczytem…i moi chłopcy zachowali się mało gościnnie. Sami szybko do góry, bo to co dla nich, a Goście z tyłu. Trzeba było ich zahamować!
Do tej pory wszystko było świetne. Pojawił się jednak problem. Chłopcy jedzą dopiero na SZCZYCIE, czyli po zdobyciu celu. Mają motywację, kondycję wiec 9 km do góry to nie problem. Gucio nie. Jak pogodzić to? Nie było łatwo…ale ostatecznie jakoś się udało znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich: JEMY NA SŁOŃCU!
Dla tak mądrego chłopaka jak Gutek argumentem było to, że był to najkrótszy dzień tego roku. Słońce “miało problem” wzejść ponad grań Łabskiego i trzeba było szukać go wyżej. Dodatkowo szlak już był cały w lodzie. Dało to świetną zmianę: raczki pierwszy raz na nogach. Od razu było przyspieszenie!!!
Potem widok Szrenicy, która była “obejmowana” chmurami. Znów coś ciekawego…ale najważniejsze było to, że już widać było promienie słońca, no i tą zimę, której nigdzie wciąż nie widać
Pod Łabskim był odpoczynek, ale potem już była tylko Czarcia Ambona nasz cel. Gucio wolał z Tatą, a chłopcy woleli sami i to w tempie jaki tylko oni potrafią narzucić, a było “pięknie i smacznie” z “kołderką” chmur po czeskiej stronie.
Droga na Ambonę chłopakom znana. Janek oczywiście skałki. To było miejsce na odpoczynek, bo osiągnęliśmy cel. Gucio musiał odpocząć jednak dłużej. Był dzielny, ale ta odległość i te przewyższenie było “tatrzańskie”!
W ten sposób spełniło się nasze “myślenie” o Wielkim Szyszaku. W lecie nie wolno na niego przechodzić ale w śniegu, na lodzie ale i przy upale już tak. Jankowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. On widział cel i tą wieżę, a na niej nie był! Goście odpoczywali a my na “wieżę”.
Ja patrzę w bok i widzę chmury, niczym kołderkę…
…a chłopcy już na “kopcu”!
Wielki Szyszak to 4 co do wielkości szczyt Karkonoszy 1 509 m npm. Jednak nie to jest istotne. Goniąc za chłopakami miało się wrażenie, że to ludzie zbudowali ten szczyt i ten “kopiec”. Okazało się, co wielu wie na pewno, że było to miejsce specjalnie uhonorowane tytułem zjednoczenia Niemiec, stąd ta droga i ta pozostałość kamiennej piramidy. Dla Janka znów coś do wspinania.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Szyszak
Ciekawe miejsce i w taki dzień odwiedzane przez wielu turystów! Warto było tam wejść.
Powrót był bajeczny. Asia i Goście czekali na nas przy Kotłach, wiec goniliśmy z powrotem, ale było na co popatrzeć.
Czas było wracać. Goście przygotowani na zejscie, a czekał nas najtrudniejszy szlak karkonoski w dół po kamieniach i błotku plus skrót do Szklarki bez szlaku. Najpierw jednak w dół do niebieskiego pod Śmielcem.
Gucio odzyskał werwę. Janek z powrotem pilnował kolegę na najfajniejszym trawersie Karkonoszy z widokiem na Śnieżkę!
Doszliśmy do niebieskiego szlaku i zaczęła się ulubiona zabawa Janka: zbieganie w dół!
Nie trwało to długo, bo było bardzo ślisko, a mimo to Kamil po prostu “odjechał”. Asia zdecydowała, że będzie go gonić. My chcieliśmy czekać na Gości, ale Janek z kijkami radził sobie na tyle dobrze, że chcieliśmy jednak gonić Kamila.
Kamienie na tym etapie szlaku były wyśmienitą próbą umiejętności. Udało się nam w końcu dołączyć do Asi i Kamila. Po chwili Gucio i jego Tato dołączyli do nas…wiedzieliśmy już jednak jedno: BĘDZIE CIEMNO!
Dzięki naszym Gościom wyposażeni w latarki mogliśmy się jej nie bać…a Szrenica była ciekawym zjawiskiem o tej porze dnia.
Zapadła ciemność i:
-Kamil szedł po ciemku i gdyby go nie hamować, gdzieś bez obaw by doszedł
-Janek pilnował Gucia
-Gucio czekał kiedy dojdzie do końca
Była to przygoda, która okazała się niezłą atrakcją, ale w końcu mieliśmy najkrótszy dzień w roku, a my szliśmy “tatrzański” szlak w Karkonoszach, ze skrótem.
Doszliśmy. Pętla jaka nam wyszła była niezwykła. Gucio dał radę, a chłopcy…cóż mają kondycję i byli gotowi na coś następnego.