Wysoczka przez Czarcią Zapadkę i Małą Tępą
listopad 21, 2022 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Dzień krótki gdzie tutaj się wybrać? Takie dylematy mieliśmy po powrocie z Tatr. U nas “zima” bo aż –2C , zatem postanowiliśmy przywitać prawdziwą zimę w Masywie Śnieżnika, bo tam zawsze są miejsca, gdzie można coś “zgubić” i coś “znaleźć”.
Oglądaliśmy mapę rodzinnie i tak doszliśmy do wniosku, że nigdy nie poszliśmy na wprost, na skróty na Małego Śnieżnika i tak dojechaliśmy do wsi Nowa Wieś, bardzo historycznego miejsca dla tego regionu i postanowiliśmy iść na ten szczyt. To był cały plan…przepraszam, był też wytyczony jego pierwszy etap, że idziemy przez Sośnik i Owczą Górę, by było trochę jeszcze bardziej na skróty i po dzikości.
U nas była “zima”, ale tutaj było już zimowo. Nasz pierwszy śnieg, ale i od razu –5C zrobiło wrażenie. Spodziewaliśmy się, że Janek nas zaskoczy i odjedzie bo Kamila nie było. A i owszem na Sośnik wypalił. Trzeba było gonić syna. Słychać było tylko “Gdzie ten Sośnik?”…a na końcu czekał na nas jak Kamil. Tam za to były kolory jesienno-zimowe i nie szło iść bez patrzenia na nie.
Syn z przodu, Asia z tyłu…skąd ja to znam…
Syn tak gonił, że udało się go zatrzymać na “wspólne zdjęcie” i naradę nad mapą. W końcu, gdzieś ten Sośnik powinien być! Szło się jednak tak dobrze, że zatrzymaliśmy się dopiero na Owczej Górze i tylko dlatego, że pojawiły się ule na drzewach, co my bardzo lubimy oglądać.
Nie mieliśmy planu jak iść dalej, więc jednak była narada. Oglądając mapę okazało się, że po drodze mogą być fajne skały. Janek od razu trening wypowiadania nazwy i Czarcia Zapadka po czwartym razie wychodziła już bezbłędnie. Trochę byłem zaskoczony tym, że są tutaj jakieś skały ale po Szwedzkich Skałach, Ptasich Skałach w Karkonoszach brałem ten kierunek w ciemno…Janek też, a Asia wyznaczyła je jako cel.
…a po drodze to co Rodzina lubi najbardziej: ule, słońce, mrozik i tyle ile trzeba śniegu. Ścieżka leśna jednak zmieniła się w drogę leśną i szybko nas zaprowadziła do charakterystycznego mostku…a tam pierwsze wskazówki, że to będzie ta “wisienka” na torcie.
Zaczęło się od tego, że Janek znalazł szlak niebieski w postaci “niebieskiej miednicy”. Myśleliśmy z początku, że to artystyczny żart. Nic z tego, niebieskie źródło, “miednica” stale się pojawiały i Janek miał frajdę szukając je na ścieżce. Potem Janek świetnie “bawił się” słowem zamrożony. Były świetne długie zdania z użyciem zamrożony…z soplowym strumykiem na czele. Trzeba było patrzeć i analizować jakie sople są i gdzie! Na koniec pojawiły się skały. Narada nad mapą czy aby to te i rozpoczęliśmy zdobywanie.
Było to co Janki lubią najbardziej, tylko Asia trochę do tego nie przyzwyczajona, patrzyła na te nasze wyzwania z odrobiną ostrożności…a tu giganty i trzeba je zdobyć, przecież
Było wow! W zimie było trudno i ślisko, ale może powinniśmy tutaj wrócić bez śniegu….Janek potwierdził. Schodziliśmy ze skał i było jeszcze lepiej. Powiem więcej, tutaj ktoś trenuje regularnie wspinaczkę! No i Janek był gotowy!
Myśleliśmy, że “wisienkę” zjedliśmy. Nic z tego. Wisienką na wisience były kaskady na Nowince (strumyku) i rozwiązanie zagadki “niebieskich miednic” na szlaku…bo schodząc ze skał weszliśmy na nie z powrotem.
“Bądź jak woda” i doszliśmy do źródełka! Zrobiło to wrażenie!
Wrażenie, wrażeniem ale chcieliśmy iść dalej. Znów narada nad mapą i Janek odpalił: “Wysoczka!”. Ok pamiętaliśmy naszą wyprawę z Tysięczników Ziemi Kłodzkiej i wiedzieliśmy, że jest skrót od niej na Mały Śnieżnik. Pasowało…a zima była piękna w tym miejscu.
https://www.zespoldowna.info/trojmorski-wierch-maly-snieznik-wysoczka.html
Skróty doprowadziły nas do drogi leśnej i dla Janka było to za łatwe. To nic, że zdobywało się wysokość…Janek “męczył” dwójkę i nie chciał wejść na wyższe obroty. “Gdzie jest Wysoczka?” ciągle pojawiało się, choć to bardzo trudne słowo, tak jakby góra miała przyjść do Janka a nie on do niej. Cóż “krokowaliśmy” do góry.
I całe szczęście, że Wysoczka łaskawie na nas “poczekała” i dała przeżyć wow! Takiego człapania Janek nam dawno nie zafundował. Liczyła się “Wysoczka” i chyba negocjacje, kto do kogo przyjdzie…ale jak już wczłapał się, to nagle ekstaza:”Gdzie tabliczka? Tato szukamy!” Tutaj nasza pamięć zawiodła i dobrze, że był zasięg i internet. Sprawdziliśmy nasz ostatni wpis i wiedzieliśmy:
*tabliczkę trzeba znaleźć, bo nie jest na szlaku
*kiedyś była w małym zagajniku widocznym od drogi…i chyba to było dawno, bo całkiem przyzwoite świerki tworzyły taką ścianę, że nie było pomysłu, gdzie to jest
*Wysoczka 1 185 m npm, choć wyższa od Trójmorskiego Wierchu jest de facto wypłaszczeniem u podnóża Małego Śnieżnika i nie ma typowego szczytu
Zatem to był fun. Szukaliśmy, ginęliśmy Asi w świerkach i zimie…i znaleźliśmy przepiękne miejsce w tym dniu, schowane przed tymi, którzy nie wiedzą co mogą stracić . Tak to wyglądało za “pierwszym razem”…ciągle ten sam świerk, choć już inna tabliczka…lepsza, co Janek zauważył.
…a miejsce i pogoda zrobiły swoje. Jedliśmy śniadanie na wow! tak bym to powiedział.
No właśnie. My wow, a zimnica stała się okropna, godzina 15:00 i choć czołówki były w plecakach postanawiamy, że zbiegamy w dół! No i ten wariant Jankowi strasznie zapasował! Jak usłyszał, że będzie biegł w dół, to nawet popędzał nas.
Zatem biegliśmy. To był chyba rekord na 7 km w dół. Dawno tak szybko nie schodziliśmy i udało się zejść bez czołówek.
Trasa okazała się być łatwa…za łatwa, gdyby to był letni spacer. Zima zmieniła w niej wiele, a skały dodały interesującego wysiłku. Jak na “człapanie” to wyszło nam całkiem fajnie, ale zima nas mocno pogoniła. Nie liczyliśmy na te –8C na dole a po chwili –11C. Na to wygląda, że udało nam się rozpocząć nasz sezon zimowy a Wysoczka i Czarcia Zapadka zostały werbalnie opanowane do perfekcji.