Wysoka 3
grudzień 31, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Wróciliśmy do zdobywania Korony Gór Polski w naszej trzeciej już serii. Niewiele zostało. Wybraliśmy tym razem, naszym zdaniem NAJLEPSZY WARIANT zdobycia najwyższego szczytu Pienin Wysokiej o wysokości 1 050 m npm.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wysokie_Ska%C5%82ki
Uwielbiamy Pieniny zimą i to już kolejny raz, gdy ten szczyt zdobywamy o tej porze roku.
https://www.zespoldowna.info/wysoka-2.html
Tym razem postanowiliśmy sprawdzić coś, czego do tej pory nie znaliśmy: BIAŁĄ WODĘ. Brzmiało jak “woda”, okazało się czymś innym troszeczkę, ponad to. No i w końcu spotkaliśmy śnieg i zimę.
Wystartowaliśmy z Jaworek żółtym szlakiem. Szliśmy w kierunku Białej Wody, która okazała się już nie tylko rzeką, ale i rezerwatem. Co kryje się pod tą nazwą w tym rezerwacie? Widzicie tą “piramidę”? Zaskoczyła nas kompletnie! To Smolegowa Skała, bardzo intrygująca i charakterystyczna!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bia%C5%82a_Woda_(dop%C5%82yw_Grajcarka)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rezerwat_przyrody_Bia%C5%82a_Woda
Im byliśmy bliżej, tym większe wrażenie na nas robiła. Zostaliśmy zaskoczeni, gdyż przejechał samochód…i jak się okazało, to był koniec “cywilizacji”.
Pomimo padającego śniegu, rezerwat podobał się nam i skały w otoczeniu potoku robiły wrażenie. Gdy kończyły się jedne, zaczynały się drugie, a szliśmy “kanionem”. Piękno miejsca to jedno, ale widać wyraźnie, że mamy problem z Kamilem coraz większy. Jest tak odporny na wszystkie warunki i tak skupiony na tym by iść, że tylko dlatego, że on czeka przy “skrzyżowaniach” szlaków, nas to ratuje. Tak samo było teraz.
Dogoniliśmy go w Kornajach na końcu rezerwatu, by po chwili go stracić i znów czekał na nas, bo został zatrzymany przez potok. Moc jego szokowała.
“Magiczna różdżka” nagle zmieniła naszą pogodę. Jak to się śpiewa: “…a po burzy przychodzi dzień…” tak u nas po burzy śnieżnej przyszło słońce, było po prostu błękitnie!
Kamil po raz kolejny po prostu pod górkę poszedł, a my ją zdobywaliśmy patrząc na pozamykane bacówki. W lecie musi tu być świetnie. My wchodząc wyżej widzieliśmy Pieniny, jakich nie dano nam poznać wcześniej…no i w końcu Kamil poczekał.
…choć na chwilkę. On nie umie inaczej iść jak tym swoim długim, spokojnym krokiem, o tej samej prędkości bez względu czy to pod górę, czy w dół. Efekt zawsze jest ten sam.
Dotarliśmy do siodła o nazwie Przełęcz Rozdziel. Tutaj zaczynają się Pieniny i tutaj zaczyna się Beskid Sądecki. Chłopcy zatrzymali się do zdjęcia, ale nie po to by go zrobić, tylko by ukryć się przed silnymi powiewami. Od tego miejsca było już tylko pod wiatr. My jednak patrzyliśmy na nasz cel. I tutaj zabawna historia. Tabliczka z niebieskim, naszym szlakiem wskazywała na Szafranówkę… Przyjęliśmy zatem, że wchodzimy na jeden z najwyższych szczytów Pienin, powyżej 1000 m npm o nazwie Szafranówka.
W ten dzień była to norma. My ruszyliśmy, ale to Kamil uciekł do przodu. Janek głowa nisko bo silny wiatr, dla Kamila nie istnieje, szedł wyprostowany swoim równym długim krokiem. Janek próbował go gonić pod Wierchliczką, ale to silny śnieg i oczywiście oznaczenie szlaku go zatrzymały, a nie nasza gonitwa.
Pogoda się zmieniała już całkowicie. Były chmury i znów śnieg, ale i pojawili się schodzący turyści ze Słowacji. My w końcu zobaczyliśmy charakterystyczny widok Wysokiej. Staliśmy też pod szczytem naszego pierwszego celu…który tytułem poniższego drogowskazu, kolejny raz występującego, nazwaliśmy Wysoką Szafranówką…coś jednak nie pasowało, ale skoro tak napisane…
No i pojawiło się podejście i to ostre ze śniegiem i lodem.
Solidne. Weszliśmy na szczyt a tam brak oznaczenia. Trochę to mnie zezłościło, ale skoro szczyt to i zdjęcie to w końcu śniadanie, to górskie!!! Była cisza, błoga cisza.
Szczyt okazał się być bardzo charakterystyczny, gdyż miał skalne urwisko…ale wciąż martwiła mnie nazwa. W końcu sprawdziliśmy, gdzie weszliśmy. Zaskoczenie było ogromne, ale i zakłopotanie. Zdobyliśmy Smerekową, trzeci co do wysokości szczyt Pienin o wysokości 1 013 m npm…który na pewno nie był tym co myśleliśmy, że jest przez ostatnie dwa razy. No gdybym tylko ja tak “wtopił” to bym zrozumiał to, ale i Asia tak zrozumiała tabliczki…cóż historia wtopki się wyjasniła ostatecznie. Znaczy lepiej najpierw sprawdzić, a potem czytać, tak myślę
https://pl.wikipedia.org/wiki/Smerekowa
Przed nami było teraz przejście na Wysoką. Planowaliśmy iść ścieżką graniczną, tą słowacką, zakładając że niebieski szlak w tych warunkach, ze swoich zejściem z grani, a potem wejściem ostro pod górę jest złym wariantem.
Przejście było znakomite. Po pierwsze tym razem Asia prowadziła, by Kamil swoją szybkością nie pomylił drogi. Po drugie chłopcy śmieli się cały czas, a szlak przypominał nam to co spotykamy w Górach Suchych, czyli do góry i w dół, z zakosami, trawersami, przeszkodami. Po prostu bomba.
W pewnym momencie Janek poszedł pierwszy. Dawno nie miał szans by rywalizować z Kamilem, ale taki szlak to jest jego ulubiony. Świetnie prowadził, ba znów rozpoznał Wysoką…”Tato zdjęcie”. Było zdjęcie.
W ten sposób doszliśmy za “żółtymi strzałkami” znanymi nam ze słowackiej strony do połączenia ze szlakiem ze Słowacji, niebieskim. Zaskoczenie było istotne, bo pojawili się turyści, ba szlak prowadził dokładnie tak jak my “odkrywaliśmy” to ostatnim razem. Jednak Słowacy szli bez raczków i podejście pod Wysoką zakorkowało się z tego powodu…my zatem naszym skrótem, choć bez raczków i byliśmy pierwsi.
Było bardzo ślisko i już żałowaliśmy, że dziwiliśmy się naszym sąsiadom z południa, a sami walczymy bez. Zejście nie mogło tak wyglądać!
Weszliśmy na szczyt…tylko dwie panie z Polski i Janek od razu rzucił się na pieczątkę, a ja do plecaka. Oczywiście książeczka została w domu, dobrze że mieliśmy kartki. Jednak pieczątka nie działała tak jak trzeba. Była walka ze śniegiem w pieczątce , która zakończyła się raczej porażką.
Tym razem popatrzyliśmy ze szczytu świadomi na Smerekową, w końcu ją poznaliśmy, po dzisiejszych perypetiach z jej nazwą.
Cóż przyszedł czas na zejście. Patrzyliśmy jak ludzie próbowali wejść w butach nie-górskich i współczuliśmy. My w ubranych raczkach mieliśmy duży problem by zejść.
Chłopcy jakby dostali energii. Uśmiechali się, żartowali i oczywiście Janek dokuczał Kamilowi, ale byli rewelacyjni. Zejście w dół z przełęczy do Jawora Strażaków, gdzie kiedyś były schodki i poręcze było bardzo trudne, bo znów lód. Oni jednak,spokojnie, bardzo cierpliwie, bez marudzenia dali radę! Znów byłem pełen podziwu.
Janek poprowadził nas do rozejścia szlaków, koniecznie chcąc przeczytać wszystko co było na tabliczkach napisane. Asia koniecznie chciała już zejść. Kamil nas zaskoczył: “Zmęczony!” Nie była to ściema.
Wielu ludzi chodzi po górach dla widoków. Dla mnie Pieniny to takie widoki, ale jedynie w zimie. Zejście z Wysokiej, to takie miejsce, gdzie się nie obrócimy to coś widzimy, coś co pozwala odpocząć. Ja widoki, Janek był w formie i postanowił zbiegać w dół, bo taka “forma” wydawała mu się najlepsza.
Był wyraźnie pierwszy, co go rozbawiło. Pogoda się poprawiała, co było świetnym prognostykiem na kolejny dzień. Patrząc na Radziejową przed sobą, myśleliśmy że może jutro, jakoś na skróty znów z Jaworek tam.
Ostatnie spojrzenie do tyłu na Wysoką i myśleliśmy, że koniec przygód na dzisiaj. Do Jaworek, zielonym szlakiem, można przejść przez Homolę i to jest bardzo ciekawe zakończenie. My jednak woleliśmy już skróty. Jak najszybciej na parking. Było zabawnie.
Najpierw tor przeszkód na potoku. Potem górka, której miało nie być. Mocno spociliśmy się.
Potem ścigany w dół Janka z Kamilem.
…a potem ojciec zarządził skrót “zimowy”, skoro narciarz mógł, to dlaczego my nie?
Była to atrakcja, taka wisienka na torcie, no bo jak zejść, gdy można spaść. Było myślenia trochę.
W ten sposób rozpoczęliśmy naszą trzydniówkę. Pieniny wspaniałe z zimą, śniegiem były tylko rozgrzewką przed kolejnym dniem. Wiedzieliśmy to, że ma być pogoda i dużo śniegu i nawet poniżej 10C, ale nie wiedzieliśmy jeszcze gdzie mamy pójść. Zostawiliśmy to na rano.