Wysoka Kopa 3.
kwiecień 1, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Prima Aprilis zaczął się od tego, że nie zobaczyłem zdjęć na jednej z naszych wypraw. Potem okazało się, że to jednak prawda. Zatem wracam do artykułu, który jakoś się “zepsuł” i nie pokazał tego co miał pokazać.
Są takie góry na które trzeba wiedzieć kiedy wejść i jakim szlakiem. Wysoka Kopa choć jest łatwą i dla wielu monotonną górą, dla mnie zawsze jest niezwykła. Także tym razem i przy tym nowym przejściu dla nas od Szklarskiej Poręby.
Wysoka Kopa jest najwyższym szczytem Gór Izerskich. Zazwyczaj wchodzi się na nią od Rozdroża Izerskiego, tak my ją zdobywaliśmy zimą i latem.
http://www.zespoldowna.info/wysoka-kopa-2.html
http://www.zespoldowna.info/do-wysokiej-kopy-przez-serce-z-kwarcu.html
Zgodnie z założeniem 3 Rundy postanowiliśmy zmienić i odmienić nasze podejście. Wydawało nam się, że przejście od strony Szklarskiej Poręby Górnej na Wysoki Kamień 1 058 m npm, gdzie jest niezwykłe schronisko, może być ciekawe. No właśnie, my nigdy nie byliśmy w tym schronisku. Plan był taki, że ten pierwszy punkt jak będziemy wracać zaliczymy od razu z pieczątkami. Uprzedzam, nie byliśmy rozsądni zgodnie z zasadą: nie planuj niczego na jutro skoro możesz zrobić dziś. Stwierdziliśmy, że ten świetny punkt i niezwykły budynek odwiedzimy wracając i było jak zawsze. Wiemy, że tam wrócimy od Zakrętu Śmierci.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wysoki_Kamie%C5%84
Pierwsze zaskoczenie: nad nami był śnieg. Drugie im wyżej tym silniej wiało. Po trzecie pogoda zmieniała się i to mocno. Mieliśmy mieć 4 godziny oczka, mieliśmy 3 h.
Wystartowaliśmy jak zwykle. Janek do przodu my za nim. Znów z Siostrzeńcem, którego góry powoli wkręcają i to mi się podoba. Janek nie liderował za długo po 3 tygodniach przerwy. Wyraźnie kondycja została w domu. Kamil natomiast uśmiechnięty od ucha do ucha gonił do przodu nie oglądając się na nikogo. My posłusznie za nim. W tym tempie, mi saturacja spadła na łeb na szyję ale czego nie robi się dla dzieci. Zęby w śnieg, kijki do przodu i za nimi.
Mieliśmy trochę szczęścia, gdyż właściciel schroniska wyraźnie jechał do siebie tuż przed nami. Śliski śnieg nie był problemem tam gdzie on przejechał aż do samego podjazdu na schronisko. Nie dość, że “40tka” jak to sam powiedział, to śniegu dobre 30 cm. Pogadaliśmy trochę, a on zasugerował, że śnieg topnieje i może być ciężko. Co to “40”tka? Ano siła wiatru. Jak tylko wyszliśmy na odkrytą przestrzeń to odnajdywaliśmy znaczenie tego słowa bez wątpliwości.
Było ciężko przez tą “40tkę”. Na dole w lesie nie było czuć wiatru. Na grzbiecie nie dość, że hamował nas, to jeszcze wodę z drzew i mokry śnieg “wrzucał” nam za kołnierze. Najpierw odwracaliśmy nasze kurtki górskie, a potem trzeba było ubrać kurtki przeciwdeszczowe dodatkowo…a chmury były nad nami i przed nami.
Na Grzbiecie szło się wspaniale. Przed nami były ciężkie śniegowe chmury ale my je przeganialiśmy naszym słońcem. Chłopcy tak doskonale szli, że minęli Zwalisko, kulminację skał, gdzie mieliśmy odpocząć. To miał być nasz drugi punkt specjalny tej wyprawy…a oni poszli i gdyby nie to, że ich zahamowaliśmy, to byśmy minęły kolejny “cud” na szlaku..
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zwalisko
Wiatr był silny. Przed nami była najtrudniejsza część przejścia: otwarta przestrzeń Kopalni Kwarcytów Stanisław. Jak tylko wyszliśmy na nią niemalże nas nie zwiało.
Chłopakom w to mi graj. Trzeba było zobaczyć ich miny….ani przez sekundę nie było zwątpienia, a po lewej mieliśmy ciężkie chmury nad Szrenicą, a po prawej słońce nad Starą Kamienicą…ale jak zwykle Grzbiet Izerski z kopalnią, który kusi każdego, nawet w tak złą pogodę spotkaliśmy tam ludzi, choć przez te pierwsze 5 km nie było nikogo!
Nauczeni doświadczeniem zrezygnowaliśmy z czerwonego szlaku i szybciutko skrótem przez kopalnię na Wysoką Kopę. Janek był już zmęczony. Włączało mu się marudzenie…a tutaj chmury szły i szły na nas.
Przed nami były chmury, za nami nawet słońce, pełne deja vu. Kopa już była w zasięgu i to jest kolejny cud jak wspaniale ją widać z tego miejsca. Tylko rozłożyć leżak i patrzeć…
Ostatkiem sił zdobyliśmy Wysoką Kopę. Szybko zdjęcie i bez odpoczynku do z powrotem do szałasu na odpoczynek. Jeżeli mieliśmy “przywitać” ciężkie chmury z nad Szrenicy i Czech woleliśmy być po herbatce i posiłku.
W ten sposób najpiękniejsze widoki na Karkonosze, kolejny “cud” na szlaku przeszły nam koło nosa. “40tka” to była 30 minut temu, “wchodziliśmy” wyraźnie ponad nią.
Po sprawdzeniu prognozy i ciśnienia okazało się, że deszcz jaki miał przyjść o 16tej będzie za 20 minut. Pognaliśmy w dół. Przeszliśmy przez przepiękny Garb Izerski i od razu za Zwaliskiem na niebieski…byle w dół…ale choć trochę “patrzyliśmy”.
Jak tylko zeszliśmy ze szlaku runął śnieg z nieba a potem rześki deszczyk. I dobrze że mieliśmy kurtki na deszcz, bo byłoby słabo.
I tak ostatnie 3 km wyglądały, choć z przodu i z lewej strony jakby słońce świeciło, a z prawej nie dość, że słychać było jeszcze spikerów z zawodów w Jakuszycach, to widać było ciężkie chmury i deszcz jak “ściana” goniący do nas…albo ciut obok.
To był cud. Przeszedł obok nas, a my doszliśmy do auta zmoczeni, ale nie wykończeni i przemoczeni. To był dobry dzień, świetny szlak na Wysoką Kopę choć “cuda” nas ominęły.