Wysoki Wierch.
marzec 5, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Pierwszy dzień urlopu. Dzięki sugestiom Wojtka wybór na pierwszą wyprawę był jednoznaczny. Wysoki Wierch w Pieninach, nigdy tam w końcu nie byliśmy, a zostały nam trzy przejścia w Pieninach, by powiedzieć, że znamy je prawie całe. Asia namawiała by wejść na ten Wierch, i namówiła.
Miało być krótko i szybko. Podjechaliśmy do Szczawnicy pod wyciąg na Palenicę i rozpoczęliśmy naszą niezwykłą wędrówkę, na najlepsze miejsce w Pieninach. Dzisiaj już zaryzykuję by to powiedzieć.
Palenica 722 m npm, to góra która nie jest wysoka, a robi wrażenie w szczególności, gdy się nią podchodzi równolegle do wyciągu żółtym szlakiem. Opuszczając Szczawnicę od razu maski w dół, bo nie było jak złapać oddechu w tych pierwszych krokach na tą górę.
Ratowało nas:
*trasa zjazdowa obok która w pewnym momencie “chłodziła” swoim śnieżnym widokiem
*mróz który świetnie zamroził podejście
W końcu doszliśmy zziajani na górę, cali w pocie a tam inny świat: śnieg!
Trzeba było ubrać raczki. Nasz plan na urlopowe zdobywanie przewidywał coś dla duszy i rozgrzewki, czyli dzisiejszą trasę. Ta rozgrzewka już na Palenicy była niezła, a potem mieliśmy już coś dla duszy. Gdzie nie popatrzy się to było to coś: jak nie Tatry, to Sokolica, Trzy Korony i dużo dobrego słońca i śniegu.
Ta rozgrzewkowa część była pod jednym względem jeszcze jednoznaczna: nikt z Kamilem nie próbował się ścigać.
Kolejny etap przejścia prowadził na Szafranówkę. Zaskakujące, ale nie było narciarzy, a poranek by fantastyczny. Byliśmy przy tym unikatowi, gdyż Pan Ratownik z GOPR-u popatrzył na nas z zaskoczeniem, że idziemy przez śnieg gdzieś. Jak usłyszał gdzie, to tylko skwitował, że warto. I tak od samego początku wiedzieliśmy, że Wysoki Wierch to coś, co przegapiliśmy w naszych wędrówkach po pięknych Małych Pieninach.
Jeżeli ktoś do tej pory nie rozgrzał się odpowiednio, to Witkuła o wysokości 736 m npm dała ostatnią szansę. Nie wiem dlaczego, ale Witkuła to będzie dla mnie taka pienińska Lackowa…ale o tym jeszcze potem.
Małe Pieniny to góry dla nas. Raz Kamil gonił do przodu, w szczególności pod górkę, potem Janek na długich prostych, lesistych drogach. Pogoda dopisywała. Z jednej strony słońce jak w lecie, a śnieg wciąż zmrożony. Byliśmy sami.
Od Szafranówki szliśmy cały czas niebieskim szlakiem w kierunku Wysokiej. Raz do góry, raz w dół. Raz szerokim leśnym duktem, a raz wąskimi trawersami. Niesamowicie wyglądało takie przejście od Załazie przez Łaźne Skały. Chłopaków bawiło “slalomowanie” między bukami, ja byłem pod wrażeniem wielkiego skalnego grzebienia wybitnie sterczącego nad okolicą.
Zgadzam się z Wojtkiem i Asią, ten niebieski szlak to po prostu sztos dla każdego, pod każdym względem…a jeszcze nie doszliśmy do “cuda” tego dnia.
Zimowe przejścia mają jedną zaletę: można wejść gdzieś na skróty. Janek jak zobaczył Kamila idącego na skróty przyspieszył, a był ostatni. Kolejna motywacja: ŁAWECZKA NA WIERCHU. Szliśmy ku tej ławeczce nie wiedząc de facto czego oczekiwać. Wiedzieliśmy, że jest fajnie…ale z dołu jej nie widać, a Wierch na “skrócie” wygląda na końcówce wymagająco. Kamil wchodził mocno zgarbiony do góry, a to był ten sygnał “trudności i ciężkości”.
Kamil był pierwszy i jak zwykle ta sytuacja: siedzi, tym razem na ławeczce, patrzy na nas, a my wiemy że byliśmy za nim…a szczyt niesamowity, zabierający z głowy wszystko co się miało. Padliśmy na ciepełku i patrzyliśmy myśląc, że mamy już wszystko, co powinniśmy mieć na tej górze.
Ja patrzyłem w Tatry i to znów inny widok, niż kiedykolwiek widziałem. Asia od razu na słoneczko, a chłopcy śniadanko i patrzą w dal.
Miejsce z każdej strony daje magiczny efekt, zapomnieliśmy się kompletnie.
I nagle padło pytanie: czy ta ławeczka, to była ta “Kamila” czy jakaś inna. A potem niespodzianka. Ta ławeczka, pełna malowanych efektów czekała na nas, gdzieś indziej. Jeżeli chcesz doznać tego czegoś, to tylko tutaj na tej odkrytej ławeczce z dala od szczytu, idealnie położonej na Tatry i Pieniny
Jeżeli idziesz na Wysoki Wierch, trzeba wziąć pod uwagę to, że nie będzie się chciało schodzić z tej góry. Dla Janka to była ławeczka widokowa, odpoczynkowa, treningowa. Dla Kamila zadumy…a my w ciszy patrzyliśmy, a jest gdzie. To najlepsze miejsce w Pieninach na pewno. Na koniec, nietypowa rzecz jak na taki szczyt: pieczątka.
Pieczątka zrobiona i czas na powrót.
Jeżeli myślisz, że to koniec atrakcji, bo tą najważniejszą zostawiasz z tyłu, to się mylisz.
Chłopcy z radością biegli w dół. Janek wskazywał na szczyty, a w zasięgu było ich mnóstwo, sprawdzając moją znajomość gór, tudzież Asi. Słońce świeciło już bardzo mocno. Kamil tak sobie szedł tym swoim tempem, że zszedł z szlaku i musiał do nas wracać. Nie widać było po nim zmęczenia.
Szybki trawers Łaźnej Skały i stanęliśmy pod “trójgarbną” Witkułą. Od tej strony pienińska Lackowa to odpowiednia nazwa. Trzeba było “wczołgać się” na górę, a potem znów, a potem znów.
Ja byłem pewny: zmęczyłem się. Chłopcy nie. Ja już myślałem, jakby tutaj “sprzedać” temat zjazdu z Palenicy wyciągiem…oczywiście nagroda za dobre przejście
No i nikogo nie trzeba było przekonywać, że lepiej nie “spadać” w dół z Palenicy, a warto zjechać w ramach nagrody. Euforia była, turystów brak.
Jak podsumować tą wyprawę: NIE MA FAJNIEJSZEGO SZLAKU niż od Palenicy do Wysokiej aż po Białą Wodę przez przełęcz Rozdziela. Myślę, że warto spróbować to przejść, bo jest tutaj tak dużo do oglądania, odpoczywania…chyba że tak jak my w częściach, by mieć więcej czasu by chłonąć to co się mija, co się widzi. Polecam. Ja już uwielbiam Pieniny.