Z widokiem na Waligórę.
marzec 31, 2025 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Najlepsze nasze wyprawy to są te w nieznane. Wydawałoby się, że Góry Suche mamy przedreptane wzdłuż i wszerz, jednak nie. Po sukcesie wyprawy na Czarnka chcieliśmy się jeszcze raz tak dobrze bawić się, jak wtedy. Decyzja została podjęta.
https://www.zespoldowna.info/przez-tatrzanskie-gory-suche-na-czarnka.html
Start w Sokołowsku, z parkingu pod Włostową i przejście na Garniec było naszym celem. Potem mieliśmy dojść na Czarnka, bo tak nam się spodobał. Dalej mieliśmy pokonać grań główną i przejść na Graniczną i Krzywuchę. O tej ostatniej ciągle opowiadał Dawid, Dobry Duch Gór Suchych, więc w końcu chcieliśmy tam dotrzeć, żeby nie było, że on mówi o czymś, o czym my nie wiemy. Plan był, przyszedł czas na wykonanie.
Pierwsze zaskoczenie przyszło po 1,5 km spaceru drogą rowerową, ale i spacerową. Skręciliśmy w prawo w nieznane :) Minęliśmy wielką “skalną bramę”. Z obu stron ostre zbocza, jak się później okazało cały dzień będą nam takie towarzyszyć, i jak tu wejść na ten Garniec. Niby był nad nami, ale ostrość nachylenia zniechęcała ze skorzystania z sarnich ścieżek, które co chwilę się pojawiały. Tematem zajął się Janek w jego stylu.
Rodzina dyskutowała czy wchodzić, czy nie wchodzić, a on nie reagował na nic, tylko zaczął podchodzić pod to zbocze. Kamil zwątpił, a Asia stwierdziła, że musi się przygotować by wejść. No to wchodziliśmy. Frajdę syn miał, drugi nie był pewny tego, co widzi. Z góry w dół było lufiasto jak w Tatrach. Najciekawsze, że wydawało nam się, że już ten szczyt mamy, w końcu prawie 100 m przewyższenia pokonaliśmy. Już widać było niebo, Kamil już był szczęśliwy. Nie, to nie był koniec.
Kurczę, na górę, a tam widoki na grzbiet Kopicy, jakich się nie spodziewaliśmy. To było do tyłu. Do przodu mieliśmy “przerwę w zębach”, tak bym to określił. Janek gonił i nawet nie czekał na Kamila, który miał odrobinę wątpliwości, gdzie ma iść. Janek takich nie miał, choć powtórzę się, był tutaj pierwszy raz. Już wiedział, gdzie ma iść.
https://pl.wikipedia.org/wiki/
Zaskoczenie było pełne. Świetna, mała tabliczka, ale była. “Szczerba” kończyła się wspaniałym widokiem na Włostową, Kostrzynę, Suchawę i Czarnka. Patrzyliśmy i patrzyliśmy, kompletne zaskoczenie. To będzie nam stale towarzyszyło tego dnia, choć do tej pory tego nie byliśmy świadomi. Było widać naszą drogę na Czarnka, którą chcieliśmy wykorzystać. Nie była to już sarnia ścieżka, ale coś lepszego…i jak już mieliśmy tam pójść, Janek zaordynował inny plan:”No to na wieżkę!” I o co chodzi synowi, tak myśleliśmy. On wiedział doskonale, że mamy iść na Ruprechticki Szpiczak. Cóż, żegnaliśmy Garniec za nami i mieliśmy dojść na wieżkę, jak to syn najmłodszy mówi, tym bardziej, że chłopcy już rozpoczęli podejście. Ciekawe, że nie mieli żadnych problemów z tym, że idą tą ścieżką po raz pierwszy. Takich ich napędza nowe, inaczej tak rozpędza Janka zdobywanie, a Kamil mu na tyle ufa, ze idzie w ciemno za nim w tych nowych dla niego miejscach.
Znów było podejście jak w Górach Suchych, ale widoki do tyłu były przednie: Asia na tle Garnca, a za nim Włostowa. Chłopcy już byli na grani, tam, na zielonym szlaku. Wydawało się, że wszystko wracało do normy. Kamil gonił do góry, siadał na słupkach, czekał na nas, gdy my wczołgiwaliśmy się pod górkę i potem znów to samo, tak w kółko.
Janek też chciał mieć swoje chwile uwagi, więc nakazał sesję zdjęciową na słupku, a co! Wyszła!
Pojawił się Szpiczak i fajnie się szło, aż doszliśmy do jego ściany. W tym momencie zawodnicy z biegu Waligóra Run Cross dobiegali do nas i też patrzyli do góry, jak my. Który to raz ta ściana nas tak blokowała? Kamil jak zwykle wyrwał, ścigając się z zawodnikami, Janek powoli, swoją drogą za nim.
To jest druga ściana płaczu po Waligórze. Dlaczego Janek tego chciał? Nie pytałem się, szczęśliwy że wszedłem bez zawału :).
Na górze nagroda: huśtawka, tej to my nie pamiętaliśmy. Kamil z chęcią skorzystał…”…za mała”, to było najlepsze podsumowanie. Dla Janka idealna i było bujanie jak nigdy. Była też “wieżka”. “Janek idziesz na górę?” padło ode mnie. “Tato idź!”…czyli Tato frajer miał się wspinać jeszcze do góry, gdy dziecko odmówiło tej aktywności kompletnie.
Widoki wynagrodziły mi to, że Rodzina na dole jadła śniadanko. Widoki rewelacyjne jak tylko w tych górach. Pojawił się tylko jeden problem: trzeba było zejść. Biegacze “wchodzili” do góry, bo inaczej się nie dało. Pan robiący im zdjęcia, dopingował tak jak i my. Ci mieli dużo humoru z sobą…bo nie mieli np. grzebienia do tych zdjęć :)
Zeszliśmy, ale dzięki zawodom, wiedzieliśmy że musimy ominąć Waligórę z drugiej strony. Patrząc na mapę przypomnieliśmy sobie, że kiedyś chcieliśmy wejść na Czubatą. To była najlepsza decyzja. Tam zaczęła się wiosna. Do tej pory chodziliśmy po górach, teraz szukaliśmy wiosny i była!
Tylko ta ścieżka, która na mapie wyglądała jak solidna ścieżyna, tym razem była sarnią. Ledwo przeszliśmy przez buczki, choć były tak na niej przez 10 metrów. Potem były zygzaczki i trawersik. Janek nie był za bardzo zadowolony, ale potem zobaczył mały kopczyk. To chyba było to: Czubata!
No i dała popalić. Z drogi wyglądał jak kopiec mrówek. Inaczej było, gdy stanęliśmy przed nią. Oj zasapał się Janek, Kamil był już gotowy do powrotu, a na górze miała być tabliczka, a została tylko folia po nazwie szczytu. Szkoda, ale widok z Czubatej na Waligórę, zasługuje by tędy wiosną szli ludzie by to podziwiać! …tabliczka potrzebna!
Skrótami udało nam się dojść po tej wspaniałej kolejnej niespodziance pod schronisko Andrzejówka na Przełęczy Trzech Dolin. U Janka włączyło się czytanie. “Tato nie ma Granicznej?” skomentował przy szlakowskazach. Czekały nas kolejne skróty, im się to podobało. Zatem zaraz na końcu płotu na czerwonym szlaku, wchodzi się do góry wydeptanym … ścieżką, chyba tak będzie najlepiej. Było jak można się było spodziewać do momentu, gdy wyszliśmy ponad drzewa. Jak nie w Górach Suchych. Polany widokowe z widokiem na Waligórę. Warto było tutaj przyjść by to zobaczyć.
No i ja bym porównał to do Polany Stoły w Tatrach. Takie same widoki.
Wydawało się, że wygraliśmy dzisiaj na loterii. Co góra to coś innego, zaskakującego. Chłopcy zdobywający, chcący iść do nowego, coś niezwykłego, bo bez protestów i dyskusji. Mieliśmy już iść na ostatnią Krzywuchę. Szczyt Dawida, który jak mówi gdzie idzie, gdzie był, to najpierw mówi o Miłoszu a potem o niej. Szkoda tylko, że bez szczegółów, ale o tym potem.
Zeszliśmy z Granicznej na czerwony szlak prowadzący na Bukowiec. Miał nas doprowadzić do Krzywuchy. Na mapie wyglądała jak takie sobie wybrzuszenie, powiedziałbym. Chłopcy świetnie szli, choć Janek miał ochotę skręcić nie tam, gdzie powinien. Pokierował do tabliczki i wydawało się, że tak została zdobyta. Masyw Bukowca wyglądał na olbrzyma z tej strony.
Janek stwierdził, że będziemy iść dalej ścieżką, to szliśmy, choć na mapie nie było żadnej. No i Krzywucha zaskoczyła (Dawid nie mówił że tak jest!). Ścieżka się skończyła, Janek poinformował, bo nagle było w dół. Znów skarpa ostra jak w Tatrach, ścieżynka raczej sarnia i trzeba było zejść. Zrobili to świetnie. Asia wspierała instrukcjami to Janka, to Kamila. To było wyzwanie. Już było widać znów wspaniałą polanę i wydawało się, że doszliśmy do szlaku. Bez drzew, byłoby jak zejście z Grantów.
To była jednak pomyłka, Dawid nigdy o tym nie mówił. Janek przeszedł polanę, skręcił i skończyła się ścieżka, no właśnie. Asia stwierdziła, że wygląda to jak źleb Drage’a. Nie dyskutowałem. Szlak był jakieś 50 metrów w dole i znów mocno w dół. Krzywucha zastawiła na nas zasadzkę. Teraz nie było rozwiązania dobrego. Znów wybraliśmy sarnią ściężkę i zygzaczkami…a nad nami znów grań z Włostową, Kostrzyną, Suchawą.
Zeszliśmy na dół na szlak, wprost na Rodzinę wracającą z wycieczki. Janek oczywiście z daleka, jakieś 15 m, krzyczał: “Jestem Jan Pieniak!” Na szczęście Rodzina ucieszyła się widząc go i zaczęło się opowiadanie, gdzie był, ile Koron ma, że łatwo było na Świnicy (?!), jak atrakcyjne są Góry Suche, gdy Asia zawołała, że widzi węża. Specjaliści orzekli: żmija w ubarwieniu czarnym. Wycofaliśmy się i cieszyliśmy się, że spokojnie schowała się w liściach.
…a potem szaleństwo, pola wspaniałych kwiatów. Nigdzie tyle ich nie widzieliśmy. Kolejna niespodzianka: piękna wiosna.
No nie mogła nasza wycieczka skończyć się lepiej. Patrząc na nie, wzięliśmy ostatni skrót, prosto na parking. To była niesamowita, “skrótami” wyprawa.
Do naszego licznika dodajemy 4 szczyty, mamy zatem 877 już. Co do dzisiejszych, każdy inny. Z dołu Krzywucha wygląda tak, że nikt normalny pod nią nie podchodzi. Dawid nam tego nie mówił. Dzisiaj wiem, że to może być najtrudniejsza pod względem nachylenia i wysiłku jaki trzeba włożyć góra tutaj i do tego dwustopniowa :).Graniczna, tak widokowa, że tam po prostu trzeba dojść, by to zobaczyć. Czubata, to największa niespodzianka. Wygląda na kopiec, a to góra która wymaga, na szybko wchodzi się tylko z innej strony, nie od Waligóry jak my. Garniec zaskoczył kompletnie. Znów ściany jak tylko w Górach Suchych, ostre, wymagające a na koniec powalające krajobrazy.
Czy trzeba nam było czegoś więcej?
Przez cały dzień nikt nie marudził, nikt się nie nudził, a czytania była cała kopa, nic tylko iść. Polecam.