Żaltman jeden z dwóch, “gdzie ubry jedzą”.
sierpień 16, 2017 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Małe góry potrafią czasami dać zaskakujący opór wchodzącym. Potrafią zmęczyć samym patrzeniem na nie. Tym razem tak było, że góra wydawała się być strasznie wysoka, gdy patrzyło się na jej dominujący kształt na tle krajobrazu. Takie samo uczucie mieliśmy, gdy wchodziliśmy asfaltową dróżką pod kopułę. Było ciężko, dyszącą…
Żaltman jest najwyższym szczytem Gór Jastrzębich i gdyby nie należał do Korony Sudetów, nie trafilibyśmy tak. Daleko i ta wysokość…739 m n.p.m czyli jak nasza Ślęża.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BDaltman
Jednak pojechaliśmy, by ją zdobyć i to miał być nasz ostatni szczyt do zdobycia po stronie czeskiej…a ponieważ zapowiadał się na “szybki” spacerek, założyliśmy, że będzie to pierwszy szczyt w tym dniu “otwierający “ Góry Stołowe i zakończymy go równie “krótkim” zdobyciem Szczelińca, który “zamyka” te góry po stronie polskiej. Nasz plan zakładał przejście 5,3 km na szczyt i z powrotem tym samym szlakiem od miejscowości Male Svatonovice.
Zanim wystartowaliśmy, Jasiek sam wystartował. Zaskoczenie było pełne. Okazało się, że pierwsza część szlaku prowadzi równolegle do drogi krzyżowej i była chyba specjalnie tak mocno pod górkę bo Jaśka szybko dogoniliśmy…a raczej dogonił Kamil.
Ku naszemu zaskoczeniu po chwilę, szlak podobny do górskiego zmienił się w drogę asfaltową, dojazdową do kilku domków stojących na zboczu. Jaskowi dało to zdecydowanego kopa do przodu..znów!
Ucieczkę zlikwidowaliśmy pod wejściem na szczyt…tak nam się wydawało, bo widać było podejście pod górę. Jak się potem okazało, ten fragment najbardziej przypominał góry, bo potem to był fajny spacer przez “leśny” park z bunkrami w kępach drzew… Na tym odcinku jak zwykle dominował Kamil i gonił do góry.
Jedyna część górska w trakcie podejścia to był fragment 15 metrów przed samym szczytem. Odrobina kamieni, która chłopakom nie zrobiła problemów.
Największą atrakcją Żaltmana jest wieża. Kamil nawet na nią nie chciał popatrzeć, Jasiek do góry i to pierwszy.
Jasiek nie boi się wysokości w przeciwieństwie do Kamila. Czasami mam wrażenie, że jest gotowy do chodzenia po chmurach choć widok wieży nie był łatwy do zaakceptowania…widoki zdecydowanie bardziej!
Zejście to były biegi i “marchewkowanie” Kamila. Jeżeli ktoś chciałby wiedzieć, jak zamęczyć starszego brata, to Jasiek już to opanował…a Kamil jeszcze jest cierpliwy.
Musieliśmy ratować Kamila, gdyż przed nami był jeszcze jeden szczyt, a atmosfera się wyraźnie psuła dzięki aktywności Jaśka…
Zapakowaliśmy się szybko i pojechaliśmy do Polski na Szczeliniec, bo Żaltman był małą, zbyt małą górą by nas zmęczyć…ale to nie koniec tej relacji. To z czym Żaltman będzie mi się kojarzył to z pewnym wydarzeniem, jakie przeżyliśmy schodząc z gór. Jasiek idąc, biegnąc był naprawdę mocno zaintrygowany wszystkim. W pewnym momencie stanął, popatrzył na wystający, świeżo ścięty pień i “walną”: “Jarek, ubry pień jedzą”…i padłem ze śmiechu i z dumy, bo świetnie skojarzył fakt bardzo specyficznie ściętego pnia przez bobra, z tym co zobaczył…a że ubr się pojawił…