Żeleźniak, Marciniec, Rogacz, Dłużek, Chmielarz.
czerwiec 12, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Góry Kaczawskie to kraina wygasłych wulkanów. Nigdy byśmy tam nie trafili, gdyby nie Diadem i Włóczykij. Trafiliśmy na kilka szczytów, które za każdym razem potwierdzały, że coś z tych wulkanów tutaj jest…ale Jaromir powiedział, że nie byliśmy jeszcze tam gdzie powinniśmy być, a tam chodzą tylko prawdziwy wędrownicy. Nie było wyjścia, kierunek Wojcieszów i Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich.
Nawet nie wiedzieliśmy, że te góry mają swój podział i to wtopka. Okole które jest najwyższym szczytem całych Gór Kaczawskich o wysokości 725 m npm znajduje się w Grzbiecie Północnym. Zdobywaliśmy go jak jeszcze nie był najwyższym szczytem
https://pl.wikipedia.org/wiki/Okole_(szczyt)
https://www.zespoldowna.info/okole-i-maslak.html
Wtedy jeszcze trwała dyskusja czy to Folwarczna, Maślak, czy Baraniec, a może jednak Skopiec, który wciąż jest w Koronie, są najwyższe. Jednak te szczyty są w Południowym Grzbiecie. Jest jeszcze Mały Grzbiet. Najwyższy szczyt tutaj to Szybowcowa Góra na której też byliśmy. Na nie wszystkie już weszliśmy dzięki Diademowi, Koronie i Włóczykijowi.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%9Blak_(szczyt)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Skopiec
Jak zaczęliśmy to analizować to okazało się, że powinniśmy zadowolić Jaromira przechodząc Wschodni Grzbiet, skoro mamy Północny, Południowy i Mały z lekka przechodzony
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBele%C5%BAniak_(G%C3%B3ry_Kaczawskie)
https://www.gorykaczawskie.pl/zelezniak/
Wiedzieliśmy, że wystartujemy z Wojcieszowa. To był plan, który okazał się być świetny już na początku, gdyż liczba aut jadąca w Karkonosze była tak duża, że od naszego skrętu z drogi zaczynał się potężny korek dalej na Jelenią Górę. Dziękuję Jaromir za świetną sugestię z tego względu zwłaszcza.
Zaparkowaliśmy obok szkoły. Od razu skierowaliśmy się na szlak w kierunku “Rezerwatu Góry Miłek”. Co ciekawe słowo Miłek nawet kilka razy było wskazywane, ale na mapach tej góry po prostu nie ma, a jest Młyniec, Cisowa, Wroniec. Jaromir mówił, że fajnie tam wejść więc miał to być nasz cel. Chłopcy szybko złapali swój rytm, ale też szybko zauważyli, że to trochę inny szlak od tych co były zazwyczaj. Ja bym to określił ”Dżungla bukowa”…i jakoś na Miłka nie było oznaczonego przejścia!
Gdy ją okrążyliśmy do kamieniołomu, po dużym przemyśleniu, postanowiliśmy się trzymać zielonego szlaku i iść prosto do Radzimowic, bo ten las nie wyglądał na łatwy do przejścia i wypiętrzenie góry robiło swoje. Dopiero w domu poznaliśmy opis drogi i potwierdził się z tym, co my widzieliśmy:
“Zdobywanie Miłka przypadnie do gustu wędrowcom, którzy nie lubią utartych szlaków. A właściwie tym, którzy nie lubią szlaków w ogóle. Jeśli sprawia Ci frajdę odnajdywanie znaków na drzewach, kamieniach i gdzie tam jeszcze znakarz miał fantazję je wymalować, tu możesz poczuć zawód. Za to nie poczujesz nudy bo nie tylko odnalezienie kolejnych kulminacji ale i samego siebie względem kierunków świata może kosztować podarte ciuchy i równie zszargane nerwy. Miłek wydaje mi się idealnym terenem do zabaw na orientację ale wzbudza mieszane uczucia jako atrakcja turystyczna dla “Kowalskiego”.
Dla chcących zdobyć Koronę Gór Kaczawskich challenge i to przez dużą literkę
https://ojedenkrok.pl/milek-i-duzy-mlynik/
Przy takiej duchocie jaka panowała, ten wspaniały las bukowy był idealnym miejscem do wędrowania, a takiego to my jeszcze nie widzieliśmy! No i pojawiła się kolejna tajemnicza niespodzianka: sztolnie górnicze. Janka i Kamila zainteresowały, bo były, ale zaskoczeniem największym był szlak górniczy, on robił wrażenie. Takiego to my znów nigdy nie spotkaliśmy.
Jeżeli ktoś lubi szlaki prowadzące przez piękne łąki, to ten jest dla niego. Opuszczając Rezerwat Góra Miłek, przeszliśmy na szlak niebieski, który nie ma oznaczeń, bo idzie się przez piękne łąki. Za nami widać było Miłka, a przed nami nasz cel Żeleźniaka, który kiedyś był wulkanem, ale i miejscem kopalni, w której wydobywano wiele różnych kruszców.
Tutaj Kamil wreszcie był w stanie zaprezentować się z jego najlepszej strony, czyli on mocno z przodu a my za nim. Chłopcom dopisywały humory i to było najważniejsze.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Radzimowice_(województwo_dolnośląskie)
Dotarliśmy do Radzimowic, które urzekły. Spokojne, ładne i ciche. Minęło kilka godzin naszej wycieczki i nie spotkaliśmy żadnego turysty na szlaku. Tutaj Jaromir miał rację. Popatrzyliśmy na Góry Ołowiane i ich najwyższy szczyt Turzec, które są częścią Gór Kaczawskich i Jaromir miał rację, a potem stanęliśmy przed problemem: gdzie jest ścieżka na Żeleźniak?
Na mapach było kilka wariantów, a jednak to Kamil znalazł ten właściwy. Czy właściwy to do dzisiaj nie wiem, bo pokrzywy były po pas, ale jakiś ślad był. Jak weszliśmy do lasu, to nawet Janek zaczął szukać przejścia odchodząc na chwilę od Asi, która była chyba do tej pory gwarantem dla niego, że właściwie idziemy. Nasza “sarnia” ścieżka w końcu doprowadziła nas na szczyt. Jednak okazało się, że gdybyśmy się przygotowali do tej eksploracji, moglibyśmy przejść przez hałdy starych kopalni i mogłoby być ciekawiej.
Odpoczywaliśmy i zostaliśmy zaskoczeni. Nagle z “dżungli” wyszła para turystów. Byliśmy zaskoczeni, że ktoś tutaj przyszedł. Pani Róża jak zobaczyła Janka koszulkę Korony, podzieliła się swoimi wątpliwościami, co do Rysów, bo tylko tam jej jeszcze nie było. Było to niesamowite, by w takim miejscu po tylu kilometrach spotkać tak miłych ludzi, którzy mają takie same zainteresowania: góry i szukanie nowych szlaków. Pozdrawiam Panią Różę i Pana Tomka, wierząc że im się uda zdobyć ostatni szczyt do Korony! My poszliśmy dalej. W końcu chcieliśmy się wykazać Jaromirowi, że Góry Kaczawskie trochę poznaliśmy. Naszym kolejnym celem był Marciniec.
Szlak się zmienił kompletnie. Szliśmy teraz przez typowy świerkowy las i tutaj Kamil z Jankiem czuli się jak u siebie w domu. Janek śpiewał, tak ostatnio to jego pasja, Kamil gonił a my spokojnie za nimi fajnym leśnym duktem. Ten Marciniec już się wyróżniał. Powiem więcej była nawet na niego ścieżka…przez dziką łąkę. Zaskoczył nas.
Na jego szczycie była skała. Kiedyś była z pewnością częścią jakiegoś domostwa, gdyż dzięki temu można było się po wspinać na nią, co Janka zauroczyło. W końcu jakieś trudności. Jednak chłopcy nie byli zmęczeni na tyle, by zrobić przerwę i trzeba było zdobywać sąsiedni kolejny szczyt Rogacz.
O ile na Marcincu wiedzieliśmy, że nie ma tabliczki to na Rogaczu miała być. Przedzieraliśmy się przez “dżunglę” bukowo leszczynową i nic. Za to natknęliśmy się na dziurę w ziemi, o której nic nie wiedzieliśmy, choć Janek już gotował się do zejścia.
Nie była to wyczerpująca atrakcja. Chłopcy od razu na szlak i “będą szli” na wieżę na Dłużcu. Skoro powiedziałem, że jest takowa, od razu stała się atrakcją odpowiedniego kalibru. “Tato gdzie wieża?”, od tego momentu pojawiało się co jakieś 10 kroków.
Na niebie mieliśmy spektakl chmur, co powodowało zainteresowanie Janka. W Karkonoszach były burze, my wciąż sami na szlaku z miłym wiaterkiem, który świetnie chłodził nasz dzień. No i w końcu pojawiła się wieża na Dłużku. To było wydarzenie i udało mi się być pierwszym na górze! Janek dał się zaskoczyć, ale być może już myślał o odpoczynku.
Widoki super, miejsce do odpoczynku rewelacyjne. Śniadanie smakowało jak nigdy
Jaromir opowiadając o Górach Kaczawskich wspominał o Chmielarzu. Nie mogliśmy zatem odpuścić tego miejsca. Wypoczęci szukaliśmy ścieżki, która by nas tam zaprowadziła. Janek śpiewająco potwierdzał, że tam był, czyli na Żeleźniaku, który był po drugiej stronie.
No i ścieżynką doszliśmy do lasu, gdzie szczyt Chmielarza miał być ukryty. “Tato gdzie ten Chmielarz?” Janek próbował pomóc. Okazało się, że na nim staliśmy. Nie chcieliśmy być w tak “dzikim” miejscu za długo. Szukaliśmy ścieżki w dół. W Górach Kaczawskich jest ich wiele, część nawet oznaczona…choć już dawno temu. Taką “dawną” ścieżką udało nam się dojść do czerwonego szlaku na piękną łąkę. Tutaj to Janek już się nawet wydzierał, śpiewając. Było dobrze.
…a Żeleźniak był za nami, a Miłek obok nas, a kamieniołom na górze Połom przed nami.
No właśnie. Jaromir mówił, że musicie trafić do Gruszki. Jest to kamieniołom stanowiący atrakcję turystyczną regionu. Potwierdziło się to. Najpierw na wapienniku spotkaliśmy turystów, a potem w kamieniołomach, które okazały się być bardzo ciekawe także i to tych wspinających się po skałach, co Janka mocno zaintrygowało. Uratował nas brak lin i kasków, bo inaczej już byśmy się wspinali.
Z Gruszki mieliśmy już tylko kilka chwil przez Wojcieszów na parking.
Podsumowanie zaczynamy od statystyki. Zdobyliśmy podczas tej wyprawy 5 nowych szczytów. Sarnia Skała była naszym 780 szczytem. Zatem te pięć powodują, że mamy już 785 szczytów zdobytych!
Co do Gór Kaczawskich? Jaromir miał rację, warto tutaj przyjechać, bo jak spotkasz ludzi to niezwykłych, którzy umieją docenić to co przed nimi. Zaskakują, swoimi tajemnicami, urodą. Są to góry do wędrowania, ale nie do zdobywania. Dla Janka były po prostu miejscem do spacerku i to nawet wózkiem. Kamil był szczęśliwy, że plan dnia się zrealizował i wszystko było zgodnie z planem. Nas na tyle zaintrygowały, że chyba tutaj jeszcze wrócimy, by odwiedzić miejsca, których jeszcze nie znamy a mogą nas zaskoczyć.