Zlaty Chlum.
kwiecień 9, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Przyznam się, że jak usłyszałem od Jaśka w piątek po raz pierwszy świadome KURDE, to bałem się, że dzisiaj użyje to w ten sposób: KURDE ZNOWU GÓRY! Wiatr wiał, był śnieg, było pochmurno i z naszego wejścia na Postawną nici. Nie było zatem KURDE…bo w górach zawsze znajdą się odpowiednie cele z Sudeckiego Włóczykija. Czeska strona gór i Zlaty Chlum stał się naszym celem z jego wieżą i ciężkim w miarę przekrojem góry.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zlat%C3%BD_Chlum
Góra ma 891 m npm i znana jest jako miejsce wydobywania złota przez słynna rodzinę Fuggerów w XVI wieku. Podjechaliśmy do Ceska Ves i …okazało się, że wiatr wieje, ale jest 15 stopni. Jak tutaj się ubrać?
Czołówka wyskoczyła do przodu ubrana dobrze na wiatr. Po dojściu do lasu i pokonaniu pierwszego podejścia…wszyscy się rozebrali…czyli ja dostałem do plecaka wszystkie zbędne ubrania. To nie było fair, ale wiatr pomagał, więc KURDE ubierali się i rozbierali…a podejście jak to na niskich górkach jest i było WYMAGAJĄCE!
Jeszcze raz muszę to powtórzyć: chłopcy są przygotowani fizycznie i kondycyjnie na zdobywanie gór w tym momencie, my chyba nie. Idą w jednym dobrym tempie pod strome podejścia i robią to perfekcyjnie. Na koniec ja zostaję wykorzystany, jak znów tym razem wejściem na wieżę. Janek boi się jedynie wiatru, Kamil wysokości, więc jak Kamil chce zostać to ja muszę iść na górę z Jaśkiem….i kiedyś to nagram jak on wbiega po schodach, a ja tracę oddech i nie mogę go złapać.
Wieża na Zlatym Chlumie jest bardzo podobna do tej z Biskupiej Kopy, więc nas nie zaskoczyła z wyjątkiem ilości schodów…i wiatru na górze. Biegnąc na górę, Jasiek kilku osobom rzekł AHOJ, wpadł na górę, uchwycił się drzwi i nie chciał ich puścić. “Tato rób zdjęcie idziemy”-było jak rozkaz.
I tutaj koniecznie muszą wtrącić jedną kwestię: GÓRY TO NAJLEPSZY INHALATOR NA ŚWIECIE! Jasiek po raz pierwszy w tym sezonie od jesieni złapał katar. Wejściu na górę, zejściu z wieży za każdym razem towarzyszyło “odgruzowanie” nosa z glutów. Na dole już nie było.
Co do samego szczytu, to szukaliśmy, chodziliśmy, ale jak na Szerokiej zrobiliśmy sobie zdjęcie w najwyższym punkcie wg.GPS-a i postanowiliśmy wracać, ze względu na coraz silniejszy wiatr i temperaturę, bo nie było żadnego oznaczenia, jak na Sępiej Górze.
O tym, że przyszła wiosna w góry Jasiek przekonał nas schodząc. Góry zimą są łatwe, “szybkie” i bezpieczne jak się do nich przygotujesz. Wystarczy popatrzeć na nasze zimowe wejścia. Wiosna to np. kamienie-masakra, korzenie jeszcze większa i jednak hit: robaki wszelkiej maści, które trzeba obfotografować, popodziwiać omówić i …trwa to zawsze chwilę co 50 cm, tak że na wiosnę wchodzisz na górę po prostu dłużej ze względu kurde na robaki.
I to pokazuje palcem, i spróbuj wtedy powiedzieć, że nie widzisz! Test prawdy dla czytelników, proszę znajdźcie robaka na tym zdjęciu? Ja nie umiałem nawet w rzeczywistości! A potem było kolejne znalezisko i to pokazywane kilkoma palcami, bo ojciec nie reagował!
Te 8 km były bardzo wyczerpujące. 130 pięter do góry, to już sygnał, że mieliśmy trudne wejście, a tu szykowała nam się jeszcze jedna okazja.
Bozi Hora, to szczyt stale nam towarzyszący, gdy jedziemy do Jeseników. Wydawało nam się ,że jesteśmy w stanie jeszcze wejść na nią bo to tylko może kilometr i taka mała. Uwaga to był błąd z tą “mała”, ale po kolei.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bo%C5%BE%C3%AD_hora
Mieliśmy niby siły, więc postanowiliśmy ją zdobyć, bo jest w naszym “Włóczykiju”, to tylko 525 m npm powulkanicznych skał.
Początek jak zwykle uformowała się ucieczka, a my…
Na początku pojawiły się kamienie, dla mnie masakra. Nie chciałem nic mówić, ale moje nogi już głośno krzyczały, że zrobiłem błąd wchodząc pod tą górę. Potem schody. Prawdopodobnie dla wiernych, specjalnie to zrobiono, by odczuli pokutę…i ja też to odbierałem w ten sposób…a chłopcy zrzucili kurtki mi do ręki i zasuwali!
Jaśka znów z trudem zahamowaliśmy, bo był gotowy iść dalej. Zdjęcie i zejście w dół.
Wszystko odbywało się jak zwykle. Oni biegli, my człapaliśmy. Oni na nas czekali, nam brakowało tchu i nie było szans odpocząć. Powoli mi się to nie podoba, dobrze że są biedronki, bo to Jaśka znów zatrzymało i udało nam się rodzinę utrzymać w ryzach.
Kolejny szczyt zdobyty do Włóczykija. Mam nadzieję, że chłopcy po weekendzie będą mieli dużo sił do normalnego działania. Ja będę regenerował się na następny weekend, przez cały ten tydzień na pewno!…a potem znów we wspaniałe góry, które dają tyle radości i spokoju przez cały tydzień.